/ pamięci wszystkich , których Dom nie ominął /
W języku greckim katharsis – oczyszczenie , jest rodzaju żeńskiego.Pewnie ma moc lunarną – jako archetyp kultury , kiedy ścierały się z sobą na niebiosach - pierwiastek żeński (dawniejszy) , z agresywnym ,męskim.
……………………………………………………………..............................................................
dom jest zły niepokorny żyje podskórną strukturą
szalbierczo udając przychylność empatię
uległość planom daje się zmieniać naprawiać
tworzyć aranżować przestrzenie ale
to dom zły tylko nie wiedziałem jak dosłownie
jak bardzo
zaciążyły w nim i na nim przypadki których był
niemym udziałem wiem że nie warto
rozwodzić się muszę tylko zacząć myśleć o tym
co ma szczególnego do powiedzenia i komu ten właśnie
tekst jeśli nie w pierwszej kolejności mnie samemu stop
muszę wyjść przed dom na taras skierowany
na południowy zachód podreptać w ciemnię
sam absolutnie
wolny od zewnętrznego przymusu i tam rozesłać
szarobiałe płótna złożyć jedzenie miód wino wodę
może poświęconą dwa zapalić lampiony potem
jeszcze dwa
aby jasnym się stało że skierowane z nich światełka
w cztery świata strony i rozpalić ognisko bo nie powinny
zbłądzić nie szukać przybyć na ten swój tymczasowy
cmentarz z którego tak myślę nie wyzwoliły
nigdy do końca
lecz za dnia krążą z resztą przecież do samego nie
wiem do samego nie pojmuję siebie
cóż to jest jeśli niezakamuflowana szczerość
wszak jeszcze żyję ciało moje trwa tu teraz jednak coraz
bliżej z każdym dniem oddechem bólem obciachem i
wszystkimi omyłkami które miałem okazję nie tak
miało być podobno człowiek panem swego losu
żaglem sterem okrętem gówno prawda nie tak miało być
chociaż czy odpowiadam za dolę niedolę rodziców teściów
ludzi którzy w ten dom zaszli i nie wyszli nigdy
żywi nie wiem bo chodzi o żywot ich inny
czy to dom przeklęty czy tylko świadomość przeklęcia
czyni mi go nieznośnym co pamiętam co pamiętam
czego
nie konfabuluję nie retuszuję nie sprawiam
że bajer i pic
kupiłem go 19 może już 20 lat temu na drugiej licytacji
dając podbijaczom w łapę iżby się walili i precz
poszli tak było kupiłem go na urodziny mojej kobiecie
ten zakup miał coś mówić coś symbolizować dać realną
możliwość powrotu do siebie ale to zły dom był zepsuty
wtedy może mniej a jednak
mój stary w nim umarł nawet do tej pory nie mogę się
nie potrafię w sobie
przemóc by powiedzieć ojciec mój ojciec mój sprawca
gdy w mieście umarła mi matka na szpitalnym
łóżku bredząc w terminum że ją z domu wygnał i
musi się tułać gdy tak umierała na ponowę raka nie chciała
leczyć więc kiedy umarła umęczona nienawiścią
do starego do siebie go wziąłem na wieś
by dotrwał
w 84 w listopadzie trafiliśmy na nią w ramach emigracji wewnętrznej
nie wszyscy mieli na zachodzie znajomych rodzinę determinację
zatem wziąłem go na wieś a on po zapaleniu opon mózgu w roku 40
daleki od uczuć wyższych próbował tu rządzić emerytowany urzędnik kolei
pracowita mrówka jego pracowitość dawała bezsensy ludzie podziwiali
że taki przedwojenny wiem był kimś zupełnie innym nim go dopadła
ta choroba mózgu w roku 40 nim skrzypce pożegnał
w nowowilejce pod wilnem mógł tylko ocaleć lub umrzeć
ocalał nieleczony jednak okaleczony potem już tylko miał działkę
zakładową i króliki w głowie wpierw z pierwszą potem z drugą żoną
moją matką
przyjechali z wilna już w 45 poznali się tutaj w godzinę
przed zgonem stalina na zachodnich kresach ona wdowa
po wojaku pierwszej armii a on rozwodnik i rogacz i rogacz
śnił się mi gdy umierał na specjalnym łóżku kilka godzin
wcześniej odmówiłem mu ostatniej fajki bo by się udusił przecież
mi umierał na raka konchy usznej nowotwór zżarł mu oboje
tych słuchów czułem i widziałem gnijące
i wgryzł się do głębi w czaszkę wykopał w niej krater
też bredził
śnił się mi gdy martwiało jego prawie 90 letnie ciało szedł estakadą
ku górze wrzasnąłem do niego gdzie masz laskę stary co się stary
śpieszysz
machnął mi ręką na odczepnego i pomaszerował żwawiej
tyle go widziałem poszedłem obudzić córkę i moją kobietę już to
już to powiedziałem
widziały słyszały obie jak mnie przeklinał bluzgał i wołał milicję
tako czyni rak gdy z uszu wgryza się w sam
środek czaszki a to co
pożarte strużką wypływa i śmierdzi rozkłada
pochowałem go w mieście obok matki by dalej ucierali się z sobą
po wieczność po rozsypanie nagrobka
stop
pomijam inne stygmaty śmiertelnych wydarzeń
przecież były złe niepojęte nie do przewidzenia
bibliotekarka krystyna tu zawisła na swojej własnej pętli
myślę o niej jak o kimkolwiek w którym wypalona miłość
do samej siebie taki nie inny znalazła tu finał
resztę trzeba pozamykać milczeniem odgrodzić zapomnieć
ogniska złej aury chociaż odczuwają je pies kot
józef mag cichy pokorny człek z wahadełkiem
w ręku
czy jeszcze panuję nad narracją i czasem pamięć z wrażeniami
zatacza koncentryczne kręgi gdzie się zachodzą
już jestem sobą
umęczony boże jak mam dość tych lat bez większego sensu więcej
pewnie ludziom
dałem niż zyskałem od nich dobre chociaż to że jeszcze pamiętają
odezwą się czasem z wyjątkiem pracy w enerdówku
nie byłem za granicą lecz w polsce małej niby
zdarzyło się lat kilka polskę poznawać prawie od podszewki
od kamiennego przyglebia od tętna
najpiękniejsze były spotkania z ludżmi oni niektórzy
jeśli nie pomarli w okolicznościach i wypadkach pamiętają jeszcze
wszyscy ulegliśmy zmianie i płaczemy
nad swoją młodością przecież nie
raz bywało o nocnych polaków rozmowach wyjść na loggię
jestem królem zwierząt boże co się z nami stało
to był zawsze dom użyteczności publicznej za niemca knajpa
potem gdy wreszcie się wziąłem za oczyszczanie piwnicy ile urządzeń
służących szwabowi odkryłem nawet dwie wewnętrzne pompy
za polski wpierw gmina urzędy
wpierw za polski gmina i koleją losów stamtąd do
przyszłej wieczności do mojego teraz
cóż trzeba rozłożyć te światła ogniska rozpalić oni
przyjdą na obiatę niemi i spragnieni ciepła w duszokształcie
którego nikt
nie chce nikt nie pożąda a droga zamknięta ani w tę
ani w tamtą stronę przyjechał szwagier mąż młodszej siostry
mojej kobiety na rekonwalescencję bo spadł z rusztowania z szyją
w kołnierzu ortopedycznym z żalem i pretensją w sercu
przyjechał by oddychać swojskim powietrzem rodzinnych stron
dzieciństwa szczeniaczego bytu
ze Śląska z Tarnowskich miał chęć pogadać pożalić się szczerze
nie niestety nie zdążył pani kiru szybsza sprawna lecz
co było począć poszliśmy na taras on ja wuj pszczoła aby go
słuchać i aby się napić a pszczoła był serdeczny od dziecka przyjaciel
razem się chowali z tym szwagrem ze Śląska i szwagier
w pewnym momencie powiedział wiedzcie chciałbym tu na końcu
przyjechać by umrzeć być pochowanym między swoimi
a
nie tam daleko kurwa tak daleko boże
o północy obudził bolało go bardzo nim żeśmy wezwali doktorkę
co miejscowa była umarł mi na rękach w męce ekspressowej bo to
był zawał i wylew po prostu go ścięło
i po chłopie miał lat 51 proszę przyjść rano po akt
zgonu powiedziała medycznie
przecież po północy dobrze już było a przyszedł niebawem
dobudzony wuj pszczoła pochylił się nad sztywniejącym
przy kominku w salonie wyprężonym
leżącym na odlew z całej siły chlasnął mówiąc nie miałeś kiedy
i gdzie piznąć w kalendarz khuyu oszczany i zaniósł się płaczem
bolesnym z duszy serca
gwałtownym bo to byli druhowie od dziecka już wiesz
o czym myślę jeśliś dotarł do tego fragmentu bo to jest dom zły
albo inny przemieniony rozdarty szaleństwem
w którym dwoje ludzi na wielu metrach wzajem się obchodzi niczego
nie pamięta a co ich podnieca to niechęć niezgodna wszystko wypaliło
już się nie poznają to nie jest ten szczupły chłopak co dla niej
marzenia porzucił pokłonił do cipki
to nie ta laska którą zapamiętał pod żaglami z którą przez
lat tyle a tyle może nawet więcej byli jedno
trzymając sztamę przeciw
wszystkim i wszystkiemu normalnie przecież tak trzymać trzeba
lecz
to dom zły a może przeklęty jeszcze dwa tygodnie temu tak
nie widziałbym tego odrzucając myśl całą tyleż
odrealnioną absurdalną odległą zmysłom
co śmieszną a jednak się nie da chociaż były tu modły i kropidło
było
wiem o tym ja także rozniecam tę złą energię która nas osacza
tego niestety nie można wywietrzyć
nie jestem ekshibicjonistą jestem gościem który dwie
niedziele temu w lesie tajemnic i magii coś zyskał i coś bezpowrotnie
stracił bankowo
cynizm w 40 procentach sceptycyzm w 40 procentach
racjonalizm trzeźwość w tej samej proporcji i to jest szaleństwo
nad którym nie panuję lub gdy inaczej widzieć
panuję chociaż doprawdy nie wiem jak długo tak mogę
com zyskał nie powiem jeszcze nie przywykłem jest druga
dekada nowego stulecia boooże ile jeszcze można
nie śpiesz się oceniać raz na dwa trzy lata pozwolić sobie
należy na wiwisekcję czy to jest szczere skąd
samemu wiedzieć
wszystko subiektywne w tym domu z usherów
jest paradna kpina słowotok myślodrżenia tętno
co ze mną do ostatniej salwy co z sobą zrobiłem
niczym świetlik powraca znów tutaj widzę co widzę
Jezu to promyk nadziei czy kolejna mara
___________________________________________
_____________________________ __ _____________
* Tekst w stosunku do pierwotnego , modyfikowany parokrotnie.
Dla edycji w papierze.
autor A.K.