payssauvage payssauvage
3961
BLOG

Widelec, a sprawa polska - w czym jeszcze Polska wyprzedziła Francję (i Europę)

payssauvage payssauvage Polityka Obserwuj notkę 46

Ostatnio, przy okazji wałkowanej aż do znudzenia sprawy caracalli, rozpętała się burza w szklance wody w związku z wypowiedzią wiceministra obrony narodowej Bartosza Kownackiego, który stwierdził, że to Polacy nauczyli Francuzów posługiwać się widelcem. Wypowiedź ta odbiła się szerokim echem nie tylko w mediach polskich. Również we Francji pochyliły się nad nią aż dwie stacje telewizyjne, które niby to pół żartem, ale też pół serio zaczęły wyjaśniać, że Francuzi wcale nie nauczyli się jeść widelcem od Polaków, kiedy Henryk Walezy gościł nad Wisłą, ale od Włochów, kiedy Henryk bawił w Wenecji - w każdym razie tę drugą wersję francuscy dziennikarze uznali za bardziej prawdopodobną. Tak, czy inaczej przy okazji tych wyjaśnień francuscy widzowie mieli okazję dowiedzieć się, że nad Wisłą zaczęto się posługiwać widelcem całe pół wieku wcześniej, niż nad Sekwaną. Na ministra Kownackiego zaraz posypał się grad krytyki, że jego wypowiedź jest niedyplomatyczna, a tymczasem była ona bardzo łagodna, bo pan minister mógł przypomnieć chociażby taki fakt, że w Wersalu nie było toalet, które w Polsce były wówczas absolutnym standardem, w związku z czym zdarzało się, że dworzanie Ludwika XIV załatwiali własne potrzeby na korytarzach.

Trzeba sobie bowiem powiedzieć że nie tylko w kwestii używania sztućców Polacy wyprzedzili Francuzów - mających się za perłę w koronie cywilizacji europejskiej - oraz wiele innych narodów Europy Zachodniej. Weźmy choćby taki stosunek do higieny osobistej. Kiedy Henryk Walezy został wybrany na króla Rzeczypospolitej i zjawił się na Wawelu zastał tam kurki z ciepłą i zimną wodą i za nic w świecie nie mógł zrozumieć do czego to służy, bo w jego ojczyźnie panowała w tym czasie filozofia streszczająca się w słowach: "częste mycie skraca życie", a za całą higienę osobistą starczało zmienianie bielizny. Tak zresztą pozostało aż do końca XVIII wieku. W tym samym czasie gdy Europa Zachodnia (bo przecież nie tylko Francja) tonęła w brudzie i unosił się nad nią straszliwy fetor niemytych ciał w Polsce niemal każdy dworek szlachecki dysponował łaźnią, a Polacy należeli do najbardziej dbających o higienę narodów Europy, na co zresztą zwracali uwagę przybysze z zagranicy, goszczący w naszej ojczyźnie.

To samo można powiedzieć o tolerancji, z której dzisiaj egzaminuje nas Europa Zachodnia, mimo że w swoim czasie nawet nie śniła się jej tolerancja, jaka już w drugiej połowie XIII wieku panowała w Polsce np. w stosunku do Żydów. Statut kaliski Bolesława Pobożnego z 1264 zapewniał temu narodowi, prześladowanemu wówczas na zachodzie Europy, najdalej posuniętą autonomię, jaką można sobie tylko wyobrazić. Należy bowiem pamiętać, że de facto Żydzi stanowili w Polsce - a potem Rzeczpospolitej - państwo w państwie: rządzi się własnymi prawami, sami ściągali ze swoich współwyznawców podatki, które potem odprowadzali do skarbu, a nawet mieli swój własny parlament, tak zwany Sejm Czterech Ziem, powołany przez króla Stefana Batorego. Proponowałbym, żeby pan Gross, pani Bikont, Cała albo Engelking-Boni pochylili się nad tym faktem i napisali na ten temat kilka książek. Ot, tak dla pełniejszego obrazu.

Również w kwestii praw obywatelskich Polska wyprzedzała pozostałe państwa: by przypomnieć przywilej neminem captivabimus (poł. XV w.), odpowiadający angielskiemu habeas corpus (1679 r.) i zabraniający uwięzienia bez wyroku sądu. Oczywiście odnosiło się to tylko do szlachty, co odpowiadało stosunkom w całej ówczesnej Europie, gdzie szlachetnie urodzeni cieszyli się większymi prawami, niż reszta ludności. Trzeba jednocześnie przypomnieć, że w przypadku polskiego szlachcica ze statusem obywatela łączyły się nie tylko prawa, ale i obowiązki np. musiał on w razie potrzeby stawać do walki orężnej z wrogiem, z czym wiązała się nie tylko konieczność opuszczenia domów, znoszenia wojennych niewygód i ponoszenia wydatków na utrzymanie i uzbrojenie, ale i ewentualność poniesienia śmieci, albo okaleczenia.

Dlatego właśnie wszystkim, którzy oburzają się wypowiedzią ministra Kownackiego, że nie dyplomatyczna, i że co o nas pomyślą w Paryżu proponuję, żeby się nieco wyluzowali, bo Francuzi naprawdę nie mają o co się na nas obrażać, a nawet jeżeli się obrażą to im przejdzie, zwłaszcza jak będą mieli szansę zrobić z nami jakiś obopólnie korzystny biznes. Gwarantuję, że jak nasi nadsekwańscy przyjaciele poczują dobry interes, to sami do nas przylecą, urażoną dumę uprzednio schowawszy głęboko do kieszeni.

payssauvage
O mnie payssauvage

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka