Rolex Rolex
8455
BLOG

Чёрные вороны. Reloaded

Rolex Rolex Kultura Obserwuj notkę 201

To nie pierwszy już raz, kiedy przez media przetacza się dyskusja nad granicami i kompromisami związanymi z prawną ochroną życia i wyjątkami od zasady zapewnienia pełnej prawnej ochrony życia. W pierwszym odruchu wydaje się, że jakikolwiek kompromis w tej sprawie jest absolutnie niemożliwy, co zilustrujemy następującym przykładem: w czasie ostatniej wojny państwo niemieckie zniosło prawną ochronę życia pewnej kategorii ludzi, w pierwszym rzędzie dotyczyło to Żydów, Cyganów, Słowian, ze względów rzekomo rasowych. Jest oczywiste, że postępowanie to wywołało opór tych wszystkich, którzy twierdzili, że nie można znosić prawnej ochrony życia ludzi ze względu na cechy rasowe. Jak w sytuacji tego sporu miałby wyglądać kompromis? Można gazować, ale tylko dzieci do lat pięciu i starców powyżej siedemdziesiątego roku życia? Jak widać, jeśli tematem jest ochrona życia sprawa kompromisów jest złożona. Ja jednak uważam, że sprawa jest na tyle cywilizacyjnie doniosła, że warto się nad nią pochylić i przypomnieć podstawy. Dla czytelności opatrzyłem tekst śródtytułami. Ale nie tylko przypominanie i porządkowanie składa się na treść mojego skromnego wpisu. Otóż – pomimo iż sądziłem, że nie jest to możliwe – udało mi się wypracować pewną kompromisową propozycję w tym sporze o cywilizacyjne imponderabilia, o czym przy końcu tekstu.

1. Pryncypia a lans

Cenię sobie ludzi pryncypialnych; zawsze wolałem na przykład pryncypialnego komunistę od komunisty-szmaciaka. Szanuję ludzi konsekwentnych, tak w sensie uczciwości umysłowej, jak i – a może szczególnie – w konsekwencji działania w zgodzie z przekonaniami, nawet jeśli sam uważam je za błędne i szkodliwe. Dlatego będę się głęboko nie zgadzał i zwalczał wszelkie przejawy utylitaryzmu społecznego i inżynierii społecznej, ale nie mogę jednocześnie nie przyznać, że bardzo wielu ludzi realizujących założenia jednego i drugiego miało na celu dobro ogółu, jakkolwiek definiowane, a nie dobro własne. Odrzucając jakikolwiek transcendentny ład z jednej i koncepcję praw natury z drugiej (w szerokim zakresie) dążyli oni we własnym przekonaniu, do jak największego szczęścia jak największej liczby ludzi, nawet jeśli miałoby to kosztować istnienie tych z definicji nieszczęśliwych.

Przyznam się uczciwie, że w gronie dzisiejszych utylitarystów nie widzę ideowców. Przez miasta przeszły skromnie liczebne korowody modowego lansu, tym razem w wydaniu na czarno. Kojarzyło się z Halloween albo koncertem death-metalu. Spodziewałbym się jednak widoku bojowników o sprawę niż celebrytów i ludzi żyjących ze sprzedawania pakietów idei. Spodziewałbym się również sprawozdania z faktycznych i już istniejących form pomocy, na przykład w zakresie pomocy ofiarom gwałtów czy poradnictwa post-aborcyjnego dla ludzi cierpiących na poaborcyjny syndrom.

2. Od kiedy życie? – fałszywa oś sporu

Pytanie: „Od kiedy życie?” nie ma sensu w naszym kręgu cywilizacyjnym. Historycznie istnieją dwa typy odpowiedzi na to pytanie: odpowiedź obskurancka i naukowa. Używając terminu „obskurancka” nie mam na myśli „religijna” w sensie dosłownym. Żadna z religii księgi, a w zasadzie żadna znana mi historyczna religia, nie wskazuje na początek życia człowieka, pozostawiając rozstrzygnięcie zagadnienia ludzkiemu rozumowi. „Obskurancka” opinia o początku życia to opinia religijnego guru, kapłana bądź autorytetu, który nie znajdując podstawy w piśmie, i nie potrafiąc podołać rozwiązaniu rozumowemu, odwołuje się bądź do bardzo naciąganej egzegezy pisma, bądź poddaje się transowi (pylpul, taniec, drgawki, etc) i i uzyskuje objawienie na skutek bezpośredniego lub pośredniego kontaktu z Bogiem (bogiem) ustalając, że mocą działania siły wyższej dusza zostaje wlana w zlepek komórek w jakimś terminie. W islamie jest to na przykład 120 dzień od dnia poczęcia, w judaizmie do czterdziestego dnia człowiek „jest podobny do wody”, potem boskim zrządzeniem zmienia się przybierając postać pośrednią, a jednak wciąż nie w pełni ludzką, aby nabyć pełnię praw po urodzeniu się. Warto tu zauważyć, że opinie, co do detali mogą się w prawie żydowskim różnic, ale zawsze odnosić się będą do interpretacji tekstu religijnego. Wyjaśnienia obskuranckie łączy wiara w ingerencję boską w materię, czyli cud.

Współczesne prawodawstwo wielu krajów zachodnioeuropejskich przyjęło obskuranckie rozumienie „początku życia” przyznając życiu ochronę „od ustalonego momentu”. Boską rolę sprawcy cudu przejął na siebie prawodawca; patrząc na wielu prominentnych polityków europejskich poczucie boskości jest wśród nich dosyć powszechne. Nie jest jasne, czy ten obskurantyzm jest zabobonem własnego chowu, czy też został przejęty z jakichś istniejących systemów religijnych.

Chrześcijaństwo do czasów wszesnośredniowiecznych również skłaniało się do obskuranckiego rozwiązania kwestii sięgając do Arystotelesa (sic!), który arbitralnie przyjął „początek człowieka” czterdziestego dnia dla chłopców i dziewięćdziesiątego dla dziewcząt, za co baby powinny go nienawidzić. Arystoteles najprawdopodobniej odwoływał się do obserwacji martwych płodów wyróżniając w ich rozwoju stadia „wegetatywne”, „zwierzęce”, „rozumowe”. To ten jedyny w historii przykład, kiedy to twórca nauki znał już metodę, ale nie umiał się nią jeszcze w pełni posłużyć.

Mniej więcej na przełomie milleniów dokonuje się w świecie chrześcijańskim szeroka recepcja nauki, a w ślad za tą recepcją również i jej rozwój.

W ramach tego rozwoju ludzkość dorobiła się zrozumienia praw rządzących życiem i jego rozwojem; dowiedziała się ze zdumieniem, że larwa, poczwarka i motyl to ten sam byt i o ile można określić stan osiągnięcia pełni pewnego stadium w życiu, to nie sposób jest uchwycić tego jednego momentu przemiany; jest proces a – co dalej idzie – coś jest tym, czym zgodnie z naturą ma być; larwa może obumrzeć i będzie osobnikiem gatunku, który nigdy nie osiągnął przypisanego mu mocą natury kolejnego stadium życia, ale nigdy nie zostanie dębem ani wielbłądem. Na wieku przed odkryciami genetyki, rozum ludzki poradził sobie z problemem chwili powstania życia. To prawda, że rozumowanie naukowe nie jest wszystkim dane, więc czasami trzeba się po prostu pogodzić z autorytetem epistemicznym.

Tak czy siak nauka uznała, że początkiem życia człowieka jest chwila poczęcia, a końcem moment śmierci.

W sporze pomiędzy poglądem obskuranckim a naukowym każdy cywilizowany człowiek staje po stronie nauki. Oś sporu jest fałszywa, chyba, że ktoś chce wdawać się w dyskusje, że płód ludzki jest na jakimś etapie podobny do kijanki (więc pewnie nią jest), potem do ryby (pewnie nią jest), a potem do małpki (pewnie nią jest), a odkąd się urodzi jest już takim samym Stefanem czy Stefanią, jak czterdzieści i siedemdziesiąt lat później. Przeskoki z bytu w byt są nagłe i dokonują się dzięki ingerencji siły wyższej.

3. Prawdziwa oś sporu

Prawdziwa oś sporu osnuta jest wokół pytania: czy życie ludzkie jest wartością, jak wysoko w hierarchi wartości ta wartość stoi, czy należy je chronić zawsze i czy istnieją tutaj wyjątki od raz ustalonej zasady.

Chrześcijanie będą stali na stanowisku, że życie człowieka to wartość najwyższa, a jedynym wyjątkiem może (choć nie musi, nie ma nakazu) być wartość życia człowieka, który rozmyślnie naruszył tę zasadę, a tym samym również ją w stosunku do siebie „zniósł”. Jedynym dopuszczalnym kryterium oceny jest więc tutaj stopnień winy w przypadku zabójstwa; z powodów oczywistych nie może więc dotyczyć człowieka nienarodzonego.

Inaczej utylitaryści (w tym rasiści, eugenicy, hedoniści).

Utylitaryści będą stali na stanowisku, że ważniejsze od życia człowieka jest przetrwanie i szczęście gatunku (rodzaju ludzkiego). Spodziewający się krachu z powodu przeludnienia będą zalecali z tego właśnie powodu aborcję, przymusową sterylizację (Niemcy, Szwecja); biologiczni udoskonalacze dokonają bardziej lub mniej zakamuflowanej eksterminacji ras lub klas słabszych i mniej przydatnych (sztuczny głód, przesiedlanie, celowe zarażanie chorobami, uzależnianie od używek, obozy śmierci).

Hedoniści (skrajna sekta w ramach utylitaryzmu) sprowadzą idealistycznie pojmowane szczęście rodzaju ludzkiego do zaspokajania zachcianek fizycznych i niezakłócanej konsumpcji, a wszystko, co temu może zagrażać, a nie jest (jeszcze) przydatne i jest (jeszcze) słabe może zostać unicestwione. Decyduje subiektywne rozumienie „dobra” i możliwość dokonania unicestwienia „przeszkody” bez negatywnych konsekwencji. Kluczem do zrozumienia hedonizmu jest egoizm.

4. Emocjonalny szantaż hipotetycznymi łzami, czy otwarte kłamstwo?

Utylitaryści niechętnie podejmują otwartą dyskusję w obronie swoich poglądów bojąc się zarzutu ideologicznego pokrewieństwa z komunizmem i narodowym socjalizmem. Tego tchórzostwa, filisterstwa i hipokryzji w nich najbardziej nie lubię, dlatego odnoszę się z szacunkiem do odwagi Ezry Pounda. Tchórzostwo, filisterstwo i hipokryzja uniemożliwiają dyskusję i jakikolwiek kompromis, na którymkolwiek z pól sporu (o tym przy końcu).

Współcześni utylitaryści (nie zaliczam do nich lobby biznesu aborcyjnego, sutenerów dla których ciąża to kilkumiesięczna strata zysków, „babek” i trucicielek z tytułami lekarskimi), ukrywając swoje opinie, odwołują się do najprostszych ludzkich emocji w sposób znany nam z propagandy wojennej oraz z wojny propagandowej. Każda kolejna wojna totalna w Europie zaczynała się od „dziewczynki, którą wróg zgwałcił, obciął głowę, a głową grał w futbol”. Każda kolejna akcja propagandowa utylitarystów zaczyna się natomiast od łez zgwałconych albo od łez matek dzieci niepełnosprawnych.

Szantaż emocjonalny sytuacją zmyśloną lub hipotetyczną jest szczególnie odrażającą metodą oddziaływania na drugiego człowieka, a być może najgorsze w nim to, że nie prowadzi (bo nie może) do żadnych rozstrzygnięć, a jedynie do straty czasu i przerzucania się kolejnymi szantażami:

„Bolą mnie do głębi trzewi łzy kobiety zmuszonej do urodzenia dziecka pochodzącego z gwałtu, buu...”

„A mnie bolą bardziej łzy kobiety namówionej do aborcji dziecka pochodzącego z gwałtu, kiedy (po fakcie) zrozumiała, że wbrew wszystkiemu chciała je mieć, że jedyny sposób odpowiedzi na przemoc jest nie kontynuowanie przemocy w formie tak ostatecznej jak pozbawienie życia; że zamiast jednego gwałtu dała się namówić na drugi, i że w wyniku nieudanego zabiegu aborcji szanse na kolejną ciąże zmalały do zera, buu...”

Prawda, że łapie za serce?

5. Obskurancki argument w wojnie o to, by: „było, jak było”, a więc jak w PRL-u

Utylitaryści nie walczą o „prawo” do aborcji kobiety zgwałconej, oni używają nieszczęścia kobiet zgwałconych, by walczyć o prawo do aborcji bez ograniczeń. Nie używają już pojęcia „płód poczęty a nienarodzony”, bo to się zwyczajnie nie przyjęło, a w społeczeństwie nie ma zgody na nieograniczoną aborcję, ale stosują taktykę salami. Kto to jest kobieta zgwałcona? Czy jest nią kobieta w pierwszym trymestrze ciąży, która oświadcza, że zgwałcił ją mąż i demonstruje siniaki po kolejnej kłótni? Jeśli tak, to dlaczego posiniaczonej po tej „magicznej dacie” nie przysługuje „prawo” do aborcji?

Kolejnym ciekawym argumentem jest argument „moja macica jest moją własnością”. Twoje ucho i ręka też, no i co dalej...? Patrzę na te rzekomo „kształcone” i dziwię się, że można się tak kompromitować. Czy to znaczy, że możesz je sobie odciąć, wyłupić albo odrąbać? No jasne, każdy może. A możesz wymóc na państwie zmuszenie innej osoby – lekarza, żeby ci na twoje żądanie fragment twojego ciała amputował? Bo jak nie, to się potniesz albo znajdziesz sadystę? A jaka różnica pomiędzy tą „twoją” macicą a okiem czy uchem?

Chodzi jednak o dziecko! „Dziecko poczęte jest częścią mojego ciała” - o to właśnie chodzi. A to jest pogląd obskurancki żywcem wyjęty z talmudycznej tradycji żydowskiej; każda inna tradycja traktuje dziecko nienarodzone jako odrębny byt, którego przeżycie, do pewnego momentu, zależy od pozostawania w ciele matki. Nie jest jednak matki „własnością”, ani częścią jej ciała, bo na jakiej podstawie? Gdyby tak było, to pozostawałoby nią do czasu fizycznego uniezależnienia, to jest do wieku lat dwunastu, żeby użyć jakiejś innej magicznej liczby. A jakie to, przepraszam, upoważnienie mają panie w czerni na odwoływanie się do talmudycznej tradycji żydowskiej i do próby ogólnospołecznego jaj narzucania? Toż każdy rabin paniom wyjaśni, że przepisy zakonu i jego egzegezy stosuje się tylko wewnątrz tej godnej szacunku wspólnoty religijnej.

W tradycji chrześcijańskiej przyjęliśmy nie tylko, że naukowe wyjaśnienie „bytowej sytuacji dziecka”, ale włączyliśmy do niej ponadto pogańską etykę medyczną, która zakazuje tak spędzania płodu, jak i podania trucizny. Na wyłącznej służbie życiu zasadza się zawód lekarza, innej medycyny nie ma. Były państwa, które odrzuciły zawód lekarza zastępując go „urzędnikiem służby zdrowia”, ale nie kończyło się to i nie skończy się dobrze.

Odwołują się utylitaryści (a wśród nich ukryci hedoniści, naziści, etc...) do jakiegoś hipotetycznego aktu sprawiedliwości, jaki miałby się dokonać drogą aborcji na rzecz ofiary gwałtu. Ciąża, poród i połóg miałyby być kolejnymi etapami gwałtu przedłużającymi cierpienie ofiary, a przecież przez zabieg zabicia dziecka pamięć gwałtu się nie zatrze – do pamięci gwałtu dojdzie jedynie pamięć o zabiciu dziecka. Tak jak urodzenie dziecka pamięci o gwałcie nie zatrze – dojdzie jedynie do pamięci o gwałcie pamięć o urodzeniu dziecka, a dalej o kolejnym zdarzeniu hipotetycznym: oddaniu bądź nie do adopcji. Jakie to badania kliniczne dowodzą pogłębiania się traumy zgwałconej w związku z urodzeniem się dziecka? A jakie dowodzą ustania traumy dzięki zabiciu dziecka?

Materiału analitycznego i statystycznego powinno być mnóstwo. Co najmniej dwa miliony Niemek padły ofiarą gwałtów czerwonoarmistów, a to przy przemilczeniu w mniejszym stopniu ale również powszechnych gwałtów na froncie zachodnim. Powojenna literatura medyczna powinna obfitować w studia traum, aborcje powinny być powszechne, komplikacje z nimi związane też. A nie były.

Są to kłamstwa propagandowe, których zadaniem jest ukrycie rzeczywistego celu utylitarystów i hedonistów: powszechnej aborcji na żądanie oraz powszechnej eutanazji na żądanie, w tym niepełnosprawnych dzieci na wniosek rodziców (lub bez tego wniosku, patrz, na przykład: bioetycy Alberto Giubilini i Francesca Minerva: „zabicie nowo narodzonego powinny być pozwolone w takim samym zakresie, w jakim dozwolona jest aborcja, włączając w to przypadki, kiedy noworodek nie jest fizycznie upośledzony”).

6. Kompromis

Czy jakikolwiek kompromis pomiędzy ludźmi cywilizacji europejskiej a utylitarystami jest więc możliwy?

Myślę, że tak. Należy przywrócić karę śmierci lub kastracji dla gwałcicieli, a kobiecie zgwałconej dać prawo łaski. Przed wymierzeniem kary majątek gwałciciela podlegałby konfiskacie (bez prawa łaski) i w całości byłby powierzany kuratorowi ventris (nie: matce).

Zamiast odwetu na niewinnym, ludzkim bycie, odwet dokonany zostałby na gwałcicielu, więc jeśli odwet miałby mieć jakiekolwiek walory terapeutyczne, to właśnie taki. Życie dziecka zostaje ochronione, kobieta nie zostaje okaleczona (aborcja to okaleczenie, a już tym bardziej w oczach zwolenniczki poglądu o dziecku jako części ciała), a adopcja byłaby ciągle możliwa.

Ta podziwu godna propozycja kompromisowa nie zostanie jednak przyjęta, bo nie o zgwałcone i ich dzieci tu chodzi, ale o wojnę, którą skutecznie prowadzą różnorakie sekty przeciw Europie, a wspólnym mianownikiem łączącym te sekty jest całkowita nieczułość i pogarda dla kobiet z „nizin”. Ta pogarda i instrumentalne traktowanie wyraża się w bezczelnym oburzeniu faktem, że się „bydło za pińcet na dziecko” zjechało masowo po raz pierwszy w życiu nad morze i zasłania Państwu pusty horyzont. „Państwo” ma co prawda czworaki w herbie, ale to już inna historia – pusty horyzont każdy lubi.

7. Szydera pind na czarno

Ulubionym celem szydery „państwa” stały się dzisiaj zgwałcone. To dla tej kategorii cierpiących kobiet zaświeciło dzisiaj słońce i spłynęła pańska łaska. Przez wirtualne i realne trotuary przetoczył się pokaz mody „na czarno” w wykonaniu celebrytek, komediantek, szansonistek, kobiet zawodowych członków partii, wystylizowanych na tę okazję za pieniądze równe miesięcznym dochodom Jadzi z Wałbrzycha i Pauliny z Krasnegostawu. To dla ich dobra.

Jeszcze do niedawna „elity’ znęcały się nad kobietą z wadą wzroku, która miała oślepnąć w efekcie „zmuszenia” jej do urodzenia dziecka. Oczywiście działaczki łgały, bo wada wzroku nigdzie na świecie nie jest ani przesłanką do dokonania już nie tyle aborcji, ani nawet do cesarskiego cięcia. Ta biedna kobieta została oszukana, wykorzystana i poniżona publicznie. Wydaje mi się, że jej dziecko jest już na tyle dorosłe, że „usłużne” sąsiadki uświadomiły mu, że jego istnienie było powodem pozwu o odszkodowanie. Ciekaw jestem, czy te znane z ekranów „pindy na czarno” pamiętają o swojej byłej pupilce i wspomagają ją i jej wielodzietną rodzinę choćby pocztówką na Halloween, czy też całkiem zapomniana i wsparta przez „pińcet plus” dla wielodzietnego plebsu robi to, co reszta niższej kasty, i zasłania „elitkom” pusty horyzont nad Bałtykiem?

Dźwignia psychologiczna, która ma służyć całej tej akcji zasadza się na założeniu ignorancji mas, do których jest kierowana. To założenie jest wystarczająco bezczelne, by ludzi za tą akcją stojących objąć najszerszym możliwym ostracyzmem.

Na jeden jeszcze element składowy dźwigni zwróćmy uwagę, bo jest jakże charakterystyczny. Chodzi o slogan: „Będziesz musiała urodzić, nawet jeśli będziesz miała umrzeć”. Ten slogan zakłada całkowitą ignorancję prawną adresata. Brak wyraźnej przesłanki do dokonania wyboru jednego z dwóch żyć, jeśli tylko jedno może być uratowane, nie oznacza, że wybór lekarza ma być wyborem życia dziecka. Co do zasady będzie to życie matki, chyba że matka podejmie świadomą decyzję, że ma być inaczej. „Czarne pajęczyce” chcą pozbawić matki możliwości dokonania takiego heroicznego wyboru, bo takie wybory czarne pajęczyce bardzo bolą.

Na koniec, w związku ze zmianą prawa, która nadejdzie, jeśli nie w tym roku lub w kolejnym, to za lat trzy lub pięć, bo ludzie się edukują i wykazują coraz więcej zrozumienia dla konieczności obrony cywilizacji życia (obejrzeli sobie społeczne skutki cywilizacji śmierci na Zachodzie), należy dokonać zbiorowego wysiłku i kolejnego poruszenia sumień, aby wspierać kobiety, które urodziły dzieci w następstwie gwałtu (a przecież i teraz kobiety takie dzieci rodzą, tak jak rodziły przez tysiąclecia); a także te heroiczne matki, które urodziły te wszystkie okaleczone, niepełnosprawne, nienadające się na okładki kolorowych tygodników w roli dzidziusia celebrysi pięknego jak mamusia istoty.

Należy je wspierać prywatnie, poprzez fundacje, organizacje społeczne, samorządy, a na koniec dopiero pomocą państwa. Należy zapewnić tym heroicznym matkom, wzorom człowieczeństwa, pomoc materialną, anonimowość, i bezpieczeństwo. Należy je uchronić przed kaprawym wzrokiem czarnych wron, które ich dzieci będą kłuły w ślepia. A czarne wrony trzeba trzymać z daleka od normalnych ludzi, to będzie najlepsza ze zmian. Same wrony też nie będą mogły narzekać - zaoszczędzą na czarnej pomadce na dziób i lakierze na szpony.

Bardzo przepraszam, że do ewentualnej dyskusji nie będę się włączał, bo wszystko wyłożyłem powyżej. Będę ją jednak moderował. Przejrzałem platformy społecznej wymiany myśli i mogę spodziewać się jakiegoś komentarza w formie refluxu z dna treści. Refluxy będą cięte, co nie oznacza, że jakikolwiek szykany spotkają adwersarzy zgłaszających swoje głosy odrębne lub wręcz przeciwne.

 

 

Rolex
O mnie Rolex

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura