Jan Herman Jan Herman
861
BLOG

Zmierzch Europy teutońskiej

Jan Herman Jan Herman Polityka Obserwuj notkę 3

Niby będzie o tzw. Brexit-cie. Specjalnie odczekałem kilkadziesiąt godzin, niech się wyszumię „fachowcy”, wróżący Wielkiej Brytanii i Polsce same kłopoty z tego tytułu.

Ab ovo

Niemcy jako jedyny naród są przedstawicielem idealnej i czystej białej rasy i to jest dobry powód, dla którego jako „rasa panów” powinni wziąć na siebie obowiązek uporządkowania spraw europejskich wedle swoich wyobrażeń o porządku i ładzie. Takie przesłanie nawarstwia się w europejskim myśleniu od połowy XIX wieku, kiedy to dyplomata (sic!) Arthur de Gobineau (Francuz) ogłosił, że im czystsza rasa i więcej ludzi o pożądanych cechach, tym wartościowsze ucywilizowanie w państwie. Swoje racje Gobineau popierał przykładem „czystych rasowo” Indii czy Chin.

Za Pedią: Gobineau wyróżniał trzy rasy:

Podzielił hierarchicznie rasy:

·         rasa biała – inaczej rasa aryjska cechować się miała cechami biologicznymi jak niebieskie oczy, włosy blond i wysokiego wzrostu. Psychicznie charakteryzować miała tę rasę wysoka inteligencja, mała zmysłowość, zdolność dobrej organizacji otoczenia (urodzeni władcy), jak i swojego wnętrza, energiczność, wiara w honor, poczucie bezinteresowności, męstwo, wojowniczość, zmysł ładu i harmonii, ambiwalentność oraz racjonalizm;

·         rasa żółta – jako rasa męska fizycznie prezentowała się jako ludzie średniego wzrostu o ciemnych włosach i oczach. Psychika wiąże się z wytrwałością, praktyczne podejście, utylitaryzm, pozbawienie skłonności do fantazji i idealistycznych oraz średni poziom inteligencji. Gobineau określił ją więc jako rasę kupców;

·         rasa czarna – określona rasą kobiecą z uwagi na uczuciowość, duża pobudliwość, zmysłowość, poświęcenie uwagi estetyce, fantazję, uzdolnienia artystyczne. Jako władcy nie mieliby się sprawdzać z powodu słabej woli oraz niezdolności do samodzielnej organizacji własnego życia i otoczenia.

Przejawem zatracania aryjskości w opinii Gobineau było mieszanie ras, któremu winna jest demokracja, pozwalająca sprawować władzę także przez ludzi do tego nieprzygotowanych. Sprawiało to, że uzdolnienia organizatorskie w tym zakresie traciły stopniowo na znaczeniu.

Ten okropny pod względem logicznym koncept „poprawił” Houston Stewart Chamberlain. Wprowadził on do obrotu pojęcie rasy Teutońskiej, amalgamatu najbardziej wartościowych rasowo elementów i kontynuatorkę tradycji starożytnych Grecji i Rzymu. Chamberlain głosił potrzebę zachowania teutońskiej czystości, a mieszanie się ras uważał za destrukcyjne, bo osłabiające ducha i strukturę somatyczną rasy wartościowszej. Twierdził bowiem, że najczystsza tkanka rasy teutońskiej znajdowała się w Niemczech. Miałaby ona nadawać ton rozwojowi kultury europejskiej, co usprawiedliwiać miało doktrynę podboju innych ras przez Germanów.

W to wszystko wmieszał się autor „Ludzkie, Arcyludzkie”, Friedrich Wilhelm Nietzsche, człowiek który filozofię sprowadził do sztuki operowania aforyzmami i z własnej woli, trzaskając drzwiami, porzucił środowisko akademicko-uniwersyteckie. To, czym zapłodnił pan-germański narcyzm podsycany przez Gobineau czy Chamberlaina, to rozróżnienie między moralnością pana i moralnością niewolnika, a także pojęcia „Übermensch” i niedokończony koncept „woli mocy”.

Dla moralności panów pierwotnym jest pojęcie dobra, pojmowanego jako wszystko, co wzmaga wolę mocy jednostki. Dobre jest to, co jej służy, wzmacnia ją, daje poczucie siły. Dobry jest wróg, bo można z nim walczyć, dobry jest ból, bo można go znosić, dobry jest wysiłek – dobre jest cokolwiek, co napina wolę mocy. „Zło” jest pojęciem wtórnym i nie oznacza zła „metafizycznego”, a jedynie to, co wolę mocy osłabia. W odniesieniu do człowieka "zły" (czy, w Genealogii moralności, "kiepski" lub "lichy") znaczy tu tyle, co "nieudany", "pogardy godny".

Moralność niewolnicza bazuje z kolei na pojęciu zła jako pierwotnym, które rozumiane jest jako cierpienie i wysiłek. Złe jest to, co zadaje ból, co zmusza do wysiłku i walki. Dobro jest ulgą w cierpieniu, spokojem. Dla moralności niewolników ważne jest współczucie, cierpliwość, pokora, serdeczność. Cechą charakterystyczną moralności niewolniczej jest resentyment, uraza wobec świata, żal do życia, które nie spełnia oczekiwań. Jest to moralność reaktywna, gdyż za dobre uznaje własne cnoty moralne, a za złe cnoty, których nie może osiągnąć. Spełnia ona dwie funkcje: pozwala uszlachetnić swoją słabość i zemścić się na panach. Jej wcieleniem jest, wedle Nietzschego, moralność chrześcijańska.

Wola mocy jest czymś, co ja w swoich dywagacjach o esencji cywilizacji nazywam Weną. To szczególny kosmiczno-uniwersalny dar nadzwyczajnej, mega-sprawczej pasjonarnosci, który nie każdemu jest dany. Koncept znany jest np. żydom w pojęciu „naród wybrany-ziemia obiecana”. Akurat Gobineau-Chamberlain-Niersche reprezentowali pogląd, że żywiołem wybranym jest Pan-Germanica.

Nietzscheański nadczłowiek miałby być istotą obdarzoną wielką wolą mocy, jednostką twórczą, której każda chwila życia jest doskonale pełna i warta ponownego przeżywania. Istota ta żyłaby poza zasadami obowiązującymi resztę ludzkości, poza rządzącymi nią obecnie prawami (słów „nadczłowiek” lub „rasa silniejsza” używa Nietzsche w opozycji do „człowiek średni” dzisiejszych czasów, zwłaszcza do jego moralności). Jednak, w ujęciu Nietzschego ukazanym w Poza dobrem i złem, żyłaby ona jak najbardziej właśnie w tym świecie – w przeciwieństwie do tęskniącej za „zaświatami” reszty./korzystałem z Pedii/

 

*             *             *

Czytelnik, przyzwyczajony do podręcznikowego i medialnego „kanonu”, oczekuje, że zacznę o hitleryzmie. A ku-ku, nie zacznę.

Przejdę od razu do początków procesu jednoczenia Europy pod przewodem teutońsko-nordyckim. Przez 20 lat pracował nad tym w pocie czoła człowiek „kadesry”, a nie „polityki”, Walter Hallstein. Kiedy się czyta jego biografie oficjalne, to widać wyraźnie dziurę w życiorysie w latach najbardziej dramatycznych dla Europy, czyli trzydziestych i czterdziestych.

Będę siebie samego teraz cytował, obficie. Czas jest podnieść głos i mówić-pisać Dużymi Literami, głośno i wyraźnie.

Pisałem TUTAJ: Nie mam wątpliwości, że Europa jest jednoczona wedle niemieckiego, pangermańskiego wzorca prawno-ustrojowego, ćwiczonego w czasach hitlerowskich przez Waltera Hallsteina – i przez tegoż geniusza poprawionego w postaci tzw. Traktatów Rzymskich. Charakterystyczne:  w marcu 2007 r. program radiowy BBC ogłosił, że na skutek opóźnienia w drukowaniu treści traktatów, dokumenty ustanawiające EWG i Euratom zostały podpisane przez europejskich przywódców „in blanco” (tak podaje Pedia). Traktaty rzymskie w chwili podpisania składały się z pustych stron między jej frontyspisem a stronami do podpisu. Kamieniem węgielnym UE jest zatem oszustwo, niby drobne…

Sensem kontynentalizacji – takiej jak NAFTA czy wcześniej ZSRR, a na naszych oczach UE – jest przeistoczenie kolonizacji imperialnej w kolonizację wewnętrzną. Wystarczy granice dzielące imperialną metropolię od prowincji rozmiękczyć, a „właściwą granicą” objąć terytorium „anschluß-owane” – i już niczym za sprawą magicznej różdżki „wolno’ć tomku w swoim domku”, a ludziom nic do tego.

Kluczem do każdego Imperium – jest ideologicznie spreparowane przekonanie „metropolii”, że jej kulturowe, cywilizacyjne, ekonomiczne „DNA” jest „lepszej próby” niż prowincjonalne, co daje historyczne prawo do „anschluß-owania” prowincji.

Pisałem TUTAJ: Pod względem ideowym faszyzm oznacza „ważniejszość” wspólnoty wartości nad podmiotowością jednostki. To tłumaczy się na solidaryzm społeczny realizowany w formule korporacyjnej i syndykalistycznej, u zarania poprzez cechy, gildie – dziś byłyby to NGO czy izby. Byle zatrzeć antagonizmy klasowe redagowane przez marksistów. Dopełniały tego organizacje paramilitarne: sprawność i cnota.

Pod względem formacyjnym faszyzm oznacza kontynuację rzymskiej „garnizonii”. Imperium Romanum stało pod znakiem Legionów, sukces polityczny uwarunkowany był sukcesem dowódczym. Rozmaite kolegialności, a także napęczniałe prawo – to były imponderabilia i miscellanea ustrojowe, które nie stanowiły przeszkody w działaniu, jeśli jakaś wojskowa kamaryla dążyła do nowego „projektu”.

Świat bardzo zmienił się od tamtego czasu. Znaczy: od czasu Imperium Rzymskiego czy od czasu międzywojennego. Indywidualizm – choć podszyty skłonnością do owczego pędu – realizuje się w świecie internetu, wielkich akcji filantropijnych, flash-mobów, nie dającej się okiełznać przedsiębiorczości, w tym patologicznej. Każdy z osobna ma wielki wybór, w który owczy pęd się zaangażować, jakiej przedsiębiorczości się trzymać. To daje różnorodność tak niezbywalną, że trzebaby „czerezwyczajnej” kontroli, aby to inwigilować, a dopiero co ogarnąć władczo! Umówmy się, że Polska jest pod tym względem bantustanem, a potęgą – inny kraj, zarządzany przez pokojowego noblistę.

Kilku ojców-założycieli UE i kilka „przedwojennych” niemieckich marek mega-biznesowych związanych z chemią oraz z fizyką kwantową – to fundatorzy „ustroju” europejskiego, w którym organy wybieralne stanowią fasadę, a olbrzymim budżetem dysponują stosunkowo nieliczne grona niewybieralne. A ci wspomniani ojcowie-założyciele to takie nazwiska jak przede wszystkim Walter Hallstein, ale też Hermann Josef Abs, Hans Globke, Carls Fridrich Ophüls, Fritz Ter Meer, Arno Sölter, Kurt Georg Kiesinger, Aldo Moro, Jean Monnet. Warto poznać życiorysy szóstki przygotowującej traktaty rzymskie (poza Hallsteinem: Martino, Pinay, Bech, Beyen, Spaak). Można o nich wiele powiedzieć, np. że nasączyli swoją młodość ideą Wielkiej Europy, ale nie da się o nich powiedzieć, że stanowią wzorce demokratów. A mieli decydujące słowo przy powstawaniu wspólnot europejskich. Oczywiście, w „pamięci” mamy Roberta Schumanna, pełniącego wobec Europy tę samą rolę maskotki, co wobec „sportu” Pierre de Coubertin. Patrz: TUTAJ.

Jak widać, pan-germański duch teutońsko-nordycki wrył się głęboko pod powierzchnię myślenia europejskiego (a raczej” niemieckiego o Europie).

Unia Europejska (pisałem TUTAJ), z założenia kraina Tolerancji, Praw Człowieka i Integracji, powstała (w powszechnym, podręcznikowym mniemaniu) dla przezwyciężenia ciążących na życiu kontynentu partykularnych racji gospodarczych. Robert Schuman, Niemiec z urodzenia i wykształcenia, Francuz z wyboru, wniósł te trzy idee do zwykłej „biznesowej” umowy międzynarodowej. Wyszło połowicznie: Unia jest polem gry silnych ugrupowań biznesowych zakulisowo manipulujących potężnymi politykami, ci zaś „kręcą lody” kosztem europejskiej gawiedzi, czyli krajów członkowskich będących niby na jej utrzymaniu, ale płacących za swoje „bezpieczeństwo ekonomiczne” nie tylko podczas załamań lokalnych (jak ostatnio w Grecji), ale też w codziennym mozole.
Spośród osób wymienionych w tabeli najciekawsza wydaje się postać Waltera Hallsteina. Prawnika, specjalisty o analizy porównawczej systemów prawnych. Jego kariera zawodowa i życiowa stoi pod znakiem nazizmu: z dumą przystąpiwszy do „drużyny” hitlerowskiej[1], nie tylko błyskawicznie piął się w awansach uniwersyteckich[2], ale stał się znaczącą postacią, zwłaszcza kiedy powierzono mu (i wykonał) wygłoszenie „Przemówienia mobilizacyjnego” (pt. Wielkie Niemcy[3] jako podmiot prawny) 23 stycznia 1939 roku w Rostocku, pełnego nazistowskiej nowomowy, sztafażu prawniczo-socjalistycznego, za którym ukryto przygotowania do wojny „dla zjednoczenia Europy”. Hallstein był też członkiem włosko-niemieckiej (faszystowsko-nazistowskiej) Grupy Roboczej, powołanej w maju 1938 roku przez Hitlera i Mussoliniego, która opracowywała m. in. metody „oczyszczania rasy”, sposoby przeistaczania prawa na „sprawniejsze” w zarządzaniu i podobne zbrodnicze pomysły.

Po wojnie udało mu się – zapewne nie bez „ślepoty” władz okupacyjnych – ukryć zaangażowanie w nazizm, po czym, jak wielu niemieckich top-menedżerów z okresu hitlerowskiego – powrócił do kontynuowania prac nad konceptem Wielkiej Europy. Po czym został jednym z Ojców Europy, pierwszym szefem Komisji Europejskiej, a wcześniej – najlepiej przygotowanym spośród szóstki przygotowującej na Sycylii (sic!) powstanie EWG (patrz: Gaetano Martino, Antoine Pinay, Joseph Bech, Willem Beyen, Paul-Henri Spaak). Brał aktywny udział w przygotowywaniu wszystkich europejskich organizacji wspólnotowych po wojnie, najczęściej w roli najbardziej kompetentnego prawnika koordynującego tworzenie formalnych dokumentów założycielskich i regulacyjnych.

Jest autorem „Die europäische Gemeinschaft”, gdzie znajdujemy samochwalcze akapity obrazujące, jak można: Wszelkie działania inicjuje Komisja [Europejska]. Komisja [Europejska] jest najbardziej oryginalnym ogniwem w organizacji Wspólnoty [Europejskiej], które nie ma żadnych pierwowzorów w dziejach. Funkcja reprezentowania Wspólnoty [Europejskiej] wewnątrz i na zewnątrz. (…) Komisja [Europejska] jest organem niezależnym w stosunku do rządów państw członkowskich. Państwa członkowskie nie mogą wydawać Komisji [Europejskiej] żadnych wytycznych, a Komisja [Europejska] nie może ich przyjmować. (…) Komisja ma monopol na inicjatywę ustawodawczą (…).

We wspominanym wyżej „przemówieniu motywacyjnym” ze stycznia 1939 roku Hallstein zasygnalizował pozademokratycznego, komisarycznego kształtowania prawa i – za jego pomocą – rzeczywistości. Zamienny jest cytat z przemówienia:

Istnieją takie prawa, które należy najpierw obmyślić (…). Prawa te na terytoriach wschodnich muszą być obmyślone przy udziale obrońców prawa (chodzi o konkretną organizację nazistowską – JH), którzy mogliby wnieść pewien [!] wkład ku oczyszczeniu [niem. läutern] naszego ustroju prawnego i uczynieniu z niego prawdziwego [nazistowskiego] prawa Narodu Niemieckiego. Prawny program ratunkowy oraz postulaty do natychmiastowego wdrożenia stanowią właściwie wprowadzenie praw stosowanych już dziś w starej Rzeszy (Altereich - JH). Proces prawny służący wprowadzeniu tych [nazistowskich] praw ma charakter dyrektywny (czyli dyrektywami, a nie uchwałami kolektywów wybieralnych – JH). Kompetencje do wydania takich dyrektyw posiadają oficjalni urzędnicy [nazistowskiej, europejskiej] Rzeszy [niem. Reichsminister] oraz [nazistowskie] Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Czyż nie tak funkcjonuje dziś prawodawstwo UE? Hallstein jest doprawdy bardzo konsekwentny, niezależnie od tego, jaka sprawuje funkcję i gdzie.

Warto zauważyć, że „na boku” jest on autorem „doktryny Hallsteina”, sformułowanej w 1955 roku, po wizycie (u boku Adenauera) w Moskwie: według doktryny RFN miało prawo do reprezentowania obu państw niemieckich za granicą, nigdy nieuznana przez NRD. Elementem tej doktryny było też nieutrzymywanie stosunków dyplomatycznych z państwami utrzymującymi stosunki dyplomatyczne z NRD, z wyjątkiem ZSRR. Ciekawa droga ku zjednoczeniu Europy…

Najprawdopodobniej to on jest twórcą fenomenu Komisji Europejskiej, która w hybrydowej, mętnej strukturze – wedle prawniczych zapisów konstytuujących UE – nie tylko nie podlega żadnej społecznej kontroli, ale też jej członkowie nie maja prawa uwzględniać racji rządów i narodów w swoich pracach na rzecz „wspólnoty”.

Hallstein w ewidentny sposób pracował dla nazizmu w środowisku naukowo-eksperckim, korzystając ze wsparcia finansowego niemieckiego przemysłu (przede wszystkim IG Farben[4], konglomeratu takich firm jak Agfa, Bayer, BASF, Hoechst, choćby poprzez Kaiser-Wilhelm-Institut i Kaiser-Wilhelm Gesselschaft (mający wiele „twarzy” odpowiednio do różnych dziedzin poszukiwań naukowych, np. fizyka (jądrowa), antropologia (eugenika), chemia (gazy bojowe), itd., itp.

Walter Hallstein w żadnym razie nie był jedynym „ponazistowskim” twórcą świata po II wojnie światowej[5]. Od 1941 r. nazistowski reżim utrzymywał niektóre oficjalne „instytuty”, a przyświecał mu tylko jeden cel: ukształtowanie przyszłości gospodarczej i politycznej świata, jaki miał nadejść po wygranej II wojnie światowej przez koalicję kartelowo-nazistowską. Jednym z tych, utrzymywanych na potrzeby podboju, instytutów był Centralny Instytut Badań nad Narodowym Ładem Gospodarczym i Gospodarką Makroregionalną w Dreźnie. Szefem tego urzędu do spraw planowania był Arno Sölter. W roku 1941 Sölter pokrótce opisał planowany przez kartel i nazistów wygląd Europy po II wojnie światowej pod ich własną kontrolą w książce pod tytułem „Kartel makroeregionalny – narzędzie ładu gospodarczego w nowej Europie” Oryginalny, niemiecki tytuł tej publikacji brzmiał: „Das GroßraumKartell – Ein Instrument der industriellen Marktordnung in einem neuen Europa”[6].

Albo Carl Friedrich Ophüls, jeden z czołowych ekspertów patentowych nazistowskich Niemiec[7] w latach 1933-45, a po wojnie ambasador Niemiec w Brukseli. I tak dalej. Doprawdy, lista osób, które nieźle się miały za czasów nazistowskich, a po wojnie niemal natychmiast i bez większych ceregieli powróciły na swoje dawne stanowiska w gospodarce i nauce oraz polityce – jest tyleż długa, co zastanawiająca, a ich udział i dorobek w tworzeniu nowej Europy – zdumiewa. Nie lepiej było pozostawić III Rzeszę w nienaruszonym stanie?

 

*             *             *

Brytyjczycy – przecież na pewno nie zapoznając się z moją publicystyką – zdecydowali w stosunku 52/41, przy frekwencji 72,2%, że nie będą uczestniczyć w integrowaniu Europy w formule realizowanej dotąd. Około 3 mln Brytyjczyków od razu wezwało do powtórki z referendum, co świadczy o tym, że duch Majdanu przedostał się na Wyspy.

W głupiej sytuacji znalazły się USA: oto już-już miały włączyć pod swoje panowanie ekonomiczne „zjednoczoną” Europę (pakt TTIP) – a tu się Europa rozklekotała, że przypomnę Grecję, albo postępującą rokosz krajów środkowo-europejskich.

Dla mnie osobiście powodem do satysfakcji jest to, że przymulona dotąd Europa zacznie debatować o istocie nieuchronnego procesu kontynentalizacji. Bo ona nastąpi i tu nie trzeba dywagować.

Rzecz w tym, że po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat pojawi się być może refleksja, że to nie romantyk Schuman zapłodnił, tylko wyrachowany Hallstein zgwałcił Europę. A wybitni niemieccy mężowie i damy poszerzali ja metodą znaną jako Anschluß.

Dokonując sobie prywatnego „przeglądu kadr” dochodzę do wniosku, że „matką” Europy powinna być Szwajcaria: w jakiś szczególny sposób nosi ona w sobie doświadczenie Imperium Romanum, doświadczenie rewolucyjnego "pięciopaku" francuskiego (ale też epizodu napoleońskiego), no i doświadczenie „moja chata z kraja” w czasie ciemnogrodu hitlerowskiego. Wcześniej jednak musi się wiele wydarzyć we Francji, Włoszech i w Niemczech. Wiele musi się zdarzyć globalnie: Ameryka dozna niewątpliwie jakiejś traumy, która jej ostatecznie uświadomi, że hegemonię może sobie zapisać w rubryce „było”. Chiny w tym czasie najprawdopodobniej uruchomią największą w historii korporację na rzecz Nowego Jedwabnego Szlaku i sprawa przejdzie do fazy menedżersko-wykonawczej. Czyż Szwajcaria nie będzie wtedy najlepszym wyobrażalnym partnerem dla Chin?

 

 

[1] Był prominentnym członkiem Bund Nationalsozialistischer Deutcher Juristen, która po przekształceniu w Stowarzyszenie Obrońców Prawa (eufemizm Rechtswahrer Bund) rugowała tysiące zapisów demokratycznych i wstawiała w to miejsce legitymizację faszyzmu niemieckiego, był też członkiem Stowarzyszenia Referendarzy Nazistowskiej Rzeszy, Stowarzyszenia Niemieckich Uniwersytetów nazistowskiej Rzeszy, Narodowosocjalistycznego Związku Nauczycieli: jest jasne, zwłaszcza dla ludzi doświadczonych PRL-em, że dla zachowania możliwości pracy naukowej „akademicy” podpisywali rozmaite listy członkowskie. Ale wybitna aktywność w tych organizacjach – to już nie jest niewinna przynależność;

[2] Oświadczenie Hallsteina o szczerym poparciu dla ideologii nazistowskiej oraz wyznaczanych przez nią celów, złożone pod przysięgą, przyczyniło się do szybkiego rozwoju jego kariery naukowej. 18 maja 1936 r., zaledwie w osiem miesięcy po ślubowaniu wierności wobec ideologii nazistowskiej, Hallstein został mianowany dziekanem Wydziału Prawa i Gospodarki Uniwersytetu w Rostoku w nazistowskich Niemczech;

[3] Chodziło o skojarzenie z Wielką Brytanią, największą potęgą kolonialną w tym czasie;

[4] I.G. Farbenindustrie AG (skrót od Interessen-Gemeinschaft Farbenindustrie Aktiengesellschaft, niem. Syndykat Przemysłu Farbiarskiego Spółka Akcyjna) – niemiecki koncern chemiczny, utworzony w roku 1925 we Frankfurcie nad Menem. W latach 1933-1934 przedsiębiorstwo wsparło finansowo nazistów całkowitą kwotą 84,2 mln marek – przekazano ją bezpośrednio na cele NSDAP. Dzięki temu wsparciu członkowie kierownictwa I.G. Farbenindustrie zajmowali wysokie stanowiska w państwowych instytucjach koordynujących niemiecką gospodarkę wojenną. W 1927 doszło do szeregu porozumień pomiędzy światowymi koncernami z branży chemicznej. I.G. Farbenindustrie podpisało umowę z amerykańskim koncernem naftowym Standard Oil, dzięki której pozyskało technologię i doświadczenie w zakresie produkcji benzyny syntetycznej. Miało to duże znaczenie dla gospodarki Niemiec w wypadku konfliktu zbrojnego, gdyż kraj ten praktycznie pozbawiony był złóż ropy naftowej. W tym samym roku podpisano także umowę z kolejnym amerykańskim koncernem Alcoa (Aluminium Company of America), która pozwalała I.G. Farbenindustrie zastosować najnowsze technologie produkcji magnezu i aluminium. W latach następnych podpisywano porozumienia z firmami: DuPont (technologia produkcji benzyny ołowiowej), U.S. Industrial Alcohol Co. i jej podmiotem zależnym Cuba Distilling Co. (technologie produkcji etanolu przemysłowego). W 1938, dzięki zamówieniom państwowym i monopolistycznej pozycji rynkowej, całkowite obroty koncernu osiągnęły poziom 2,2 mld marek, aby w 1943 przekroczyć 4,2 mld. marek;

[5] Znalazłem w Wikipedii kilkadziesiąt stron „personalnych”, które istnieją wyłącznie w wersji niemieckojęzycznej, a opisują postaci nauki niemieckiej, które ściśle i ochoczo działały na rzecz Wielkich Niemiec;

[7] Patenty w czasach nazistowskich były niezwykle cenionym kapitałem, dając wyłączność niemieckim producentom na wytwarzanie i obrót chemikaliami, rozwiązaniami inżynierskimi, lekami, rozwiązaniami militarnymi, itd., itp. – a współcześnie są takim „narzędziem dominacji gospodarczej” największych korporacji światowych;

Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka