Grim Sfirkow Grim Sfirkow
3244
BLOG

Jakie piękne samobójstwo - mój suplement

Grim Sfirkow Grim Sfirkow Polityka Obserwuj notkę 72

W Wołominie wieloletnim proboszczem najstarszej parafii był śp. ks. Jan Sikora. Co to był za pacjent – długo opowiadać. Zapamiętałem go jako surowego, dosyć nieprzystępnego starca, który – gdy zatrudniałem się jako dodatkowy organista – powiedział mi, że pierwsza wypłata idzie na fryzjera (miałem wówczas długie włosy). Mój muzyczny preceptor, organista pan Z. Przybyła wytłumaczył mi, że ks. Sikora ma określone wymagania co do tego jak grać na organach: „Ty nie masz się popisywać jak umiesz grac i śpiewać, ty masz tylko intonować śpiew ludu, to jest właśnie najważniejsze – śpiew ludu”. Ksiądz Sikora dał mi to poznać zaraz na pierwszej mszy, którą (kontrolnie) sam celebrował. To była msza dla dzieci, siostra michalitka przygotowała mi liste piosenek- i je grałem. Co tu dużo mówić, piosenki dla dzieci bywają głupawe. Ksiądz nie wytrzymał i powiedział spod ołtarza, że „A teraz śpiewamy My chemy Boga” i co gorsza zaintonował, a słuchu nie miał (na starość prawie zupełnie ogłuchł). Jakoś podchwyciłem, złapałem tonację, ale z chóru schodziłem spocony jak mysz.
Ksiądz ten był gorącym patriorą, miał w związu z tym problemy ze strony władz. Jeszcze za życia opublikował w swojej książce dokument wyprodukowany przez jakiś referat do spraw wyznań, że jest elementem antysocjalistycznym i że politykę władz nazywa w kazaniach faszystowską. Znany był też z tego, że na Żydami nie przepadał – mówiąc oględnie. Sam słyszałem, jak w kazaniu mówił literalnie (lata późne 80-te – początek 90 ?), że Żydzi i Niemcy chcą rękami Rosjan zniszczyć katolicki naród polski. Lokalna gazeta przedrukowała kiedyś jego tyradę z kazania na temat noblistów, że wszyscy nobliści to żydzi, Miłosz to żyd, Wałęsa był nasz, ale zżydział, a ta Szymborska to też jakaś żydóweczka... Gość walił to co mu leżało na wątrobie i ani myślał się przejmować jak przyjmą to inni, szczególnie zakwalifikowani do kasty „żydów”. Trzeba dodać, że w czasie wojny był partyzantem w AK, a po akcji „Burza” trafił do transportu na wschód i został z niego wykupiony. Po tym wstąpił do seminarium.
Dzieło jego życia – nie waham się powiedzieć – to malowidła w kościele Matki Bożej Częstochowskiej (na ilustracjach). Malowane były przez chyba kilkanaście lat. Freski te uczyniły z tej świątyni prawdziwy pomnik patriotyzmu jaki ks. Sikora wyniósł z II RP. Są to malowidła historyczne, swoista „historia pauperum”, ukazująca 1000 lat historii Polski i jej związku z Kościołem Katolickim.
Wykonawcą koncepcji był prof. Ostrowski, kontynuator malarstwa młodopolskiego. Jednak wpływ ks. Sikory był pewnie taki sam na to malowanie, jak na  moje granie na organach. Czyli cel główny, to nie wyżycie się artystyczne malarza, tudzież udekorowanie kościoła, ale intonowanie myśli u ludu. Lud jest tu najważniejszy i przekazywane mu idee.
Widzimy więc Mieszka Pierwszego, Bolesława Chrobrego, Władysława Jagiełłę z Jagwigą, itd., itd. W kontekście książki R. Ziemkiewicza oczywiście najciekawsze jest jak został pokazany wiek XIX i XX. Mamy więc po prostu apoteozę powstań narodowych – przegranych ma się rozumieć. Pokazano klęskę powstania listopadowego (w nawiązaniu do znanego obrazu „Finis Poloniae”), powstanie styczniowe w nawiązaniu do Grottgera z postacią Traugutta czekającego na powieszenie, powstanie warszawskie z wizerunkiem Chrystusa sprzez kościoła św. Krzyża. No i mamy obraz „zmartwychwstanie Polski” symbolizujący odzyskanie przez Polskę bytu państwowego w 1918 roku. Ostatnią sceną jest obraz „Śluby Jasnogórskie” z kardynałem Wyszyńskim i papieżem Janem Pawłem II (który oczywiście wtedy papieżem nie był, ale świadomie został tam umieszczony już w stroju papieskim). Jest jeszcze w nawie bocznej na stropie czteroczęściowy obraz z umierającymi powstańcami i księdzem, którzy są przez anioły wieńczeni wawrzynami.
Wszystkie te malowidła przekazują bardzo dobitnie ideę, z którą RAZ walczy. Szczególnie ta „zmartwychwstanie Polski” - nie zobaczymy tam ani Dmowskiego, ani Paderewskiego, ani Witosa, ale kogo – wiadomo. Piłsudski rządzi. Nie ma katolika – Korfantego, ale jest rozwodnik i apostata Piłsudski. Marszałek i jego legioniści - to oni symbolizują odzyskanie niepodległości.
Kościół wołomiński do znakomita metafora gmachu polskiej świadomości narodowej. Wielcy królowie, powstania, Piłsudski, papież. A nad tym wszystkim wielki fresk przedstawiający oblężenie Jasnej Góry przez Szwedów. Polska – katolicka, jako oblężona twierdza, a nad nią Matka Boska. Ziemkiewicz chciałby ten gmach przemalować. Postać Piłsudskiego przemalować, nadać jej właściwy format, za to dorysować innych, tych którzy jego zdaniem są właściwymi twórcami niepodległości, a którzy zostali przysłonięci przez powstańczą mitologię, w którą wpisał się Józef Piłsudski. Mitologię powstań przegranych – dodajmy. Na freskach w Wołominie nie uświadczysz ani powstania wielkopolskiego, ani śląskich.
Adwersarze Ziemkiewicza to ci, którzy obawiają się, że nie da się przemalować fresków nie wyburzając całego budynku. Że te powstania, ci martwi powstańcy wieńczeni wawrzynami, to istota polskości.
Dlaczego właściwie? Ci faceci, co chodzili po wsiach i miasteczkach i zakładali jakieś komitety, jakieś stowarzyszenia, wydawali jakieś pisemka – to takie nudne, takie powszednie. Kto lubi siedzieć na jakichś posiadówkach, gdzie jeden z drugi oplata głupoty? Nikt (tzn nikt tzw normalny, ale są tacy, którzy to kochają). Kto by chciał widzieć zebranie wiejskiej jaczejki PSL na fresku w kościele? Nikt. Ale wódz na koniu? A to co innego. Współautor fresków wołomińskich, ks. Sikora przechował przedwojenny typ patriotyzmu, ukształtowany przez ówczesną propagandę sanacji, czyli kult powstań i Marszałka. Nawet do głowy by nie nie przyszło, żeby namalować tam kogoś innego. Marszałek symbolizował przedwojenną Polskę, w czym nie mała zasługa komunistów, którzy psy na nim wieszali mimowolnie czyniąc z niego symbol dawnej, dobrej, minionej przeszłości.
Ostatnio podzieliłem się z przyjacielem informacją, że w nowej pracy to mamy same zebrania i zebrania. Odpowiedział grafiką na której było napisane „Rome did not create an empire by having meetings. Thay did it by killing all who opposed them”. Taka jest potoczna wiedza – i jest to wiedza dokładnie odwrotna od prawdy. Rzymianie tworząc imperium stworzyli skomplikowany system polityczny. Słowa takie jak „komisja” i „kolegium” pochodzą wprost z łaciny. Rzymianie właśnie dzięki sprawnej maszynie politycznej i dobrze działąjącym procedurom potrafili np. przeciwstawić się Hannibalowi. Hannibal eliminował jedną armię rzymską po drugiej, zabijał lub brał do niewoli konsulów – a w Rzymie „bussines as ussual”, zbierała się komisja, zgromadzenia, przegłosowywali co trzeba, wybierali nowych konsulów, ogłaszali zaciąg i... Hannibal stał przed nową rzymską armią. Nota bene, śmierć lub niewola Hannilaba oznaczały właściwie koniec wojny. A śmierć albo niewola rzymskiego konsula? Nic. A zanim w końcu Rzymianie wysłali legiony, żeby faktycznie „kill all opponents”, to urządzali ze sto mityngów, na którym wszystko dokładnie ustatali.
Czy tak nie działała Rzeczpospolita Obojga Narodów nawet nie w momencie rozkwitu, ale kryzysu w XVII stuleciu? Szwedzi, Kozacy, Tatarzy, Moskale, Prusacy, Węgrzy (z siedmiogrodu), Turcy – srożyli się, rozwalali polskie wojsko, a wtedy zbierały się sejmiki, w Warszawie sejm, wybierano odpowiednią komisję do zorganizowania nowych oddziałów, uchwalano podatki i... wróg stał przed nową polską armią.
Pod tym względem staliśmy się barbarzyńcami i ulegliśmy zdziecinnieniu jako naród: ta praca siedzących i gadających facetów, mozolnie dochodzących do jakiejś zgody pomiędzy nieraz sprzecznymi i nieraz małymi interesami poszczególnych grup, uważana jest za coś błahego i pozbawionego sensu. A przecież do każdego obrazu w wołomińksim kościele można by spokojnie dorysować suplement z siedzącymi i gadającymi facetami. Np. taki król Jan III Sobieski, zanim dotarł ze swoimi znakomicie wyćwiczonymi i wyekwipowanymi jeźdźcami pod Wiedeń, żeby zrobić  Turkom „jesień średniowiecza” to ile on się musiał napolitykować, nasejmować a pośrednio i nasejmikować! A ile panowie małopolscy musięli narobić „mitingów”, żeby wreszcie posadzić królewnę andegaweńską obok takiego ówczesnego Łukaszenki, Władysława Jagiełły? O uchwaleniu konstytucji 3 maja nie ma co mówić.
Ziemkiewicz chciałby więc, żeby ci gadający faceci pojawili się na freskach historycznych, niekoniecznie dosłownie, ale w głowach. Żeby obok Kmicica, w masowej wyobraźni miał miejsce np. taki Krzysztof Ossoliński, budowniczy pałacu Krzyżtopór, który całe życie spędził na sejmikowaniu, sejmowaniu, pracy w komisjach i pełnieniu urzędów, organizując życie polityczne w sandomierskiem.
Dla oponentów Ziemkiewicza, jedyne co się liczy, to będące konsekwencją takiego podejścia, zdewaluowanie czynu bohaterskiego, szczególnie przegranego. Jeśli przestajemy o polskości myśleć mistycznie, a zaczynamy racjonalnie, to podchodzimy do zagadnienia np. Powstania Warszawskiego jak do pewnego projektu. Wyliczamy cele, jakie postawili sobie pomysłodawcy i realizatorzy, robimy „czeklistę” i sprawdzamy, to osiągnięte, to nie. Co by zostało z takiej listy na „tak”? No właśnie, sądzę że nic. A teraz robimy sobie listę zamierzonych kosztów i sprawdzamy, czy przypadkiem budżet projektu nie został przekroczony i doliczamy straty jakie dodatkowo poniosła organizacja. To jest właśnie podejście rzymskie, z punktu widzenia facetów zza biurka, którzy robią audyt projektu. Z takiego punktu widzenia Postanie Warszawskie było fiaskiem kompletnym i nie przyniosło żadnych korzyści i dlatego takie podejście wzbudza furię i frustrację. Zresztą - kto lubi audytora - a w takiej roli postawił się Ziemkiewicz. Ale to jest właśnie podejście cywilizowane, rzymskie!

Osobiście uważam, że zmiana polskiego obrazu dziejów nie wymaga wyburzania gmachów świadomości. Rzymianie też cenili sobie bohaterstwo, a żołnierz miał obowiązek słuchać rozkazów i nie zastanawiać się, czy przypadkiem wykonując go nie zginie. Jednak dodawali do tego kulturę polityczną, której nam brakuje. Tezą książki Ziemkiewicza jest, że mit powstańczy tej kulturze politycznej szkodzi, co pokazały losy Polski w 20-leciu i dlatego trzeba ją przewartościować. Nie przekreślić, ale zrozumieć na nowo. A tego Piłsudskiego, to bym w wołomińskim kościele jednak zamalował. Albo przemalował chociaż na księdza Skorupkę pod Ossowem. Zapewne, gdyby freski projektowano dziś, a nie za komuny, to ten obraz by się tam znalazł. Poza tym ks. Skorupka nie był apostatą i rozwodnikiem.
 

Ps. Zapraszam do zwiedzania Wołomina - w tym Kościoła pw Matki Bożej Częstochowskiej z moim przewodnikiem na Androida: https://play.google.com/store/apps/details?id=pl.przewodnik.wolomin .

Zobacz galerię zdjęć:

Popieram prawo własności, JOW, niskie podatki, przejrzyste prawo, karanie przestępców. Jestem przeciw uchwalaniu prawa, którego nikt nie będzie przestrzegał (poza frajerami). Nie mam nic przeciw skandynawskiemu modelowi państwa, o ile jego wprowadzanie rozpocznie się od przywrócenia monarchii.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka