Krzysztof Grzelczyk Krzysztof Grzelczyk
2466
BLOG

Polska idzie na wojnę

Krzysztof Grzelczyk Krzysztof Grzelczyk Polityka Obserwuj notkę 25

 Wydarzenia na Ukrainie wprowadziły do polskiego dyskursu politycznego retorykę wojenną. Premier Tusk odwiedza zakłady zbrojeniowe, prezentuje się na tle wyrzutni rakietowych i wzywa Zachód do ostrych działań przeciwko Rosji. Pomijam jego małą wiarygodność w tych działaniach, bo jeszcze kilka tygodni temu prezentował z gruntu odmienne stanowisko, sprowadzające się do niezadrażniania Rosji, nawet wtedy, gdy jawnie godziła ona w interesy naszego państwa. Zastanawiam się, w jakim celu Tusk prowadzi tak wojowniczą politykę. Bo chyba nikt nie wierzy w nagły przypływ miłości do Ukraińców – wszak nasi wschodni sąsiedzi przez cały okres jego rządów kompletnie go nie interesowali.

 

Pytanie wydaje mi się tym bardziej istotne, jeśli spojrzymy na postępowanie samej Ukrainy. Z jednej strony premier Jaceniuk grzmi, że nie odda ani centymetra ukraińskiej ziemi, z drugiej strony jego minister obrony narodowej stwierdza, że nie ma podstaw do interwencji na Krymie. To jak to w końcu jest – są obce (rosyjskie) wojska na tym półwyspie, czy też nie? Cały świat mówi, że są. Dlaczego zatem Ukraina nie widzi powodu do interwencji? Czyżby pogodziła się już ze stratą Krymu? A może tylko nie widzi powodu do własnej interwencji? Ale gdyby tak NATO chciało, to proszę bardzo…

 

Nie jest to wyłącznie kwestia składanych deklaracji. Ciągle mówi się o powiększaniu liczby rosyjskich żołnierzy na tym obszarze, telewizja pokazuje kolejne kolumny pojazdów wojskowych zmierzających w kierunku miast i ukraińskich baz wojsk. A czy ktoś zadał pytanie, skąd te kolumny podążają? Przecież półwysep połączony drogami lądowymi jest z Ukrainą, a nie z Rosją. Żeby tam wjechać, trzeba pokonać ponad 200-kilometrowy odcinek po drogach ukraińskich. Czy armia Ukrainy nie jest w stanie zablokować tak naprawdę dwóch dróg wiodących na Krym?

 

Państwa średniej wielkości, takie jak Polska i Ukraina, w swoich doktrynach wojennych przewidują możliwość obrony własnymi siłami przez kilka tygodni, które mają dać czas sojusznikom na przygotowanie skutecznej odsieczy. Warunek jednak jest taki, że tej obrony się podejmują. Ukraina z armią liczącą ok. 130 tys. żołnierzy oddaje bez jednego strzału część swojego terytorium i jednocześnie oczekuje wsparcia NATO, w dodatku nie będąc członkiem tego sojuszu. Jasne jest, że Zachód interwencji nie podejmie. Dlaczego zatem Tuskowi wydaje się, że idzie na wojnę?

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka