plastic surgeon plastic surgeon
3201
BLOG

Wałęsa. Człowiek beznadziei

plastic surgeon plastic surgeon Kultura Obserwuj notkę 36

Tydzień temu wybrałem się na najnowszy film Andrzeja Wajdy. Opinii o filmie krąży sporo, wiec i ja swoje trzy grosze dorzucę. A co mi tam.

 

Generalnie jestem zdania, że sztuki nie należy mieszać z polityką. I jeśli mówimy o jakimkolwiek tworze kulturalnym, to należy patrzeć z punktu estetycznego, a nie politycznego. Jednak tego filmu nie da się nie upolitycznić – gdyby nie polityka, to by go nie było. Do rzeczy.

Zanim przejdę do filmu, moje zdanie o byłym prezydencie.

Co do samego Lecha Wałęsy. Pamiętam jako dziecko migawki z telewizji, jak tłum niesie na rękach jakiegoś faceta. – Lechu, Lechu w telewizji –wołał mój tato. Pamiętam też wakacje nad morzem, u rodziny (lata dziewięćdziesiąte). /Tak się składa, że rodzina na wybrzeżu jest, czy była powiązana władzą ludową./ Jak to bywa wśród dorosłych, dyskusje o polityce szybko stały się tematem dominującym. Mnie jako dziecku zostało tylko się przysłuchiwać. Rodzice, oczywiście, murem za Lechem. Rodzinka, niestety nie. – To myśmy go dostarczyli łódką, a wy się podniecacie – skwitował wujek. Kiedy wracaliśmy do domu, rodzice stwierdzili, ze każdy widzi wszystko, tak jak chce i cóż na to poradzić ( w łódkę nie uwierzyli).

Kiedy podrosłem i zacząłem ogarniać świat polityki i historii najnowszej, uznałem, że Lech, to jednak symbol. Kiedy wypłynęła sprawa z „Bolkiem”, byłem zdania, że nie powinniśmy go „kamienować”, bo to jednak symbol. Przemówienie w Kongresie, Pokojowa Nagroda Nobla, niewielu mamy takich ludzi w ostatnich latach. Według mnie jako „Bolek”, będąc robotnikiem, nie narobił wielu szkód, więcej popsuł będąc prezydentem, ale o tym na końcu.

 

 Lubię filmy Andrzeja Wajdy, a samego reżysera cenię. Jeśli miałbym jednym zdaniem ocenić „Wałęse…”, to powiem dobry. Sam film, jako utwór składający się ze scen – dobry. Więckiewicz, Grochowska, Zamachowski, Kosiński, zrobili swoje, czyli dobrze zagrali. Nie pasuje mi tylko „młody” Sthur w roli księdza, ale może to zmęczenie aktorem.

Przejdźmy do szczegółów. Pierwsze minuty filmu, Wałęsa zgarnięty przez bezpiekę. Żona rodzi, zamieszanie i w tym zamieszaniu „coś tam” podpisał, żeby jak najszybciej biec do żony, do szpitala. – czyli kwestię współpracy szybko pan Wajda wyjaśnił – pomyślałem rozbawiony. Później jeszcze raz nawiązano do podpisywania papierów, przestrzegając ludzi, że pałowanie i bicie można wytrzymać, a podpisane papiery, kiedyś, ktoś wyciągnie. Można się było tego spodziewać, przecież wiadomo, że pewna grupa nie daje wiary dokumentom z IPN. Kroplą, która przelała czarę goryczy był motyw Henryki Krzywonos, pokazanej, jako odważnej kobiety, jednego z filarów strajków. Panie Wajda, pan zadaje kłam historii. Zaprzecza pan faktom historycznym i zeznaniom świadków, pokazując jak wysiadała z tramwaju z okrzykiem „Strajk”. Z dobrego filmu zrobiono propagandowe filmidło, mające pokazać „naszą”, czy raczej „ich” historię.

A teraz, dlaczego zmieniłem tytuł.

Film oprócz kwestii opisanych powyżej, ma jedną – najważniejszą wadę. Jest nieaktualny. Jest spóźniony dwadzieścia lat. Wałęsa człowiekiem z nadziei był dawno temu. Niestety, dziś widać gołym okiem, że nadzieja to matka głupich. A bohater tamtych lat, to człowiek, który każdą, kolejną wypowiedzią pogrąża się co raz bardziej i nieuchronnie zmierza w historyczny niebyt. Sceną, która dobitnie pokazała, niespójność filmu z rzeczywistością, było przemówienie, gdzie Wałęsa mówi: - (…) żeby Polak na drugiego Polaka nie podnosił ręki (…). Ten sam człowiek, który, kiedyś walczył o ludzi pracujących, dziś związkowców rozganiałby pałami.

Bolączką jest też fakt, że całe masy licealistów i gimnazjalistów, którzy pewnie ze szkół pójdą no film, wchłonie to wszystko ja gąbka. Później sięgną po odpowiednią prasę – oczywiście dla młodych, kreatywnych inteligentów i kłamstwo powtórzone wielokrotnie stanie się prawdą.

Dla jasności, w dalszym ciągu nie chciałbym „kamienować” Wałęsy. Właściwie, to mi go szkoda. Patrząc na niego widzę człowieka, robotnika, który na pewnym etapie faktycznie wierzył w ideały i chciał zmian. Niestety dał się ponieść pysze i przecenił swoje możliwości. Wkroczył w świat wielkiej polityki i otoczył cwaniakami, którzy go skierowali na manowce. Po pewnym czasie dotarło do niego, że wsiadł do pociągu, z którego nie bardzo można wysiąść i trzeba brnąć dalej. Myślę, że o wiele poważniejsze „haki” są właśnie z tego okresu (list otwarty Anny Walentynowicz z 1995 roku).

Wojciech Cejrowski powiedział kiedyś, że męża stanu poznajemy po tym, jak staje przed narodem i szczerze wyznaje, co zrobił źle, kiedy kłamał i tak dalej. Gdyby w okresie „nocnej zmiany” Lech Wałęsa tak zrobił, to naród by mu wybaczył – tak sądzę – a film Wajdy byłby fantastycznym zwieńczeniem tej historii. Niestety główny bohater wybrał inną drogę, dalej siedzi w pociągu i zmierza wprost na śmietnik historii.

 

P.S. Siedząc w kinie, podczas scen z kolejkami przed sklepami dało się słyszeć – o pamiętam, tak było, hehe. Ciekawe, czy jak kiedyś nakręcą film o rządach PO, to będę mógł powiedzieć: - o pamiętam, wszyscy spieprzali z kraju, a ci, którzy zostali z przerażeniem patrzyli na rzeczywistość. – Kto wie.

SŁOIK W WIELKIM MIEŚCIE

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura