Grudzień to ważny miesiąc, dlatego, że jako ostatni w roku wywołuje refleksje wobec zdarzeń kończącego się roku i projektami (życzeniami) na nadchodzący rok nowy.
W końcówce bieżącego roku najgłośniej i dobitnie w Polsce wybrzmiały wybory samorządowe awarią komputerowego sumowania głosów z obszaru całego kraju i niemrawą na to reakcją PKW przewlekającą decyzję o ręcznym liczeniu głosów - skwapliwie przekształconą przez PIS gigantyczną hucpą nazywającą to „fałszerstwem wyborczym”.
Obok tych przesadnie nagłaśnianych zdarzeń toczyło się normalne życie także w zakresie konstytuowania się nowo wybranych władz samorządowych.
Krytykowane przeze mnie upartyjnienie samorządów terytorialnych potwierdziło się typowo partyjniackimi kłótniami (w wielu miastach) na tle tworzenia politycznych koalicji w radach miejskich, co już samo w sobie jest anty samorządowe.
Politycy jak to politycy często okazywali się świntuchami nie dotrzymującymi słowa. W wielu miastach w drugiej turze wyborów na prezydenta miasta (burmistrza) kandydaci konkurencyjnych partii nie wchodzący do tej tury cedowali swoje głosy na kogoś uczestniczącego w II turze w zamian za nagrodę w postaci posad w nowych samorządach. Zwycięscy prędko jednak zapomnieli o obietnicy i wystawili „do wiatru” (iście politycznie) swoich wspierających, dzięki którym wygrali wybory nie dając im obiecanych stanowisk, np. wiceprezydenta. Taka sytuacja skomplikowała układy koalicyjne w niektórych radach miejskich powodując często brak w radzie politycznej większości partyjnego ugrupowania obozu prezydenckiego. A to komplikuje i utrudnia skuteczne rządzenie nowemu prezydentowi, który zamiast poparcia ma w radzie większość opozycyjną.
Powyższe rodzi bardzo szkodliwe konsekwencje dla miasta w postaci opozycyjnej obstrukcji inicjatyw zarządcy miasta z pobudek typowo politycznych, partyjnych gierek uwzględniających tylko interesy partii a nie miasta.
Jest pewnym optymizmem, że coraz częściej mówią o tym politycy szczebla krajowego. Na przykład w TVN „Fakty po Faktach” 20 grudnia Wojciech Olejniczak z SLD stanowczo wypowiedział się za pełnym odpartyjnieniem samorządów. To pewne orzeźwienie polityków ma zapewne źródło w faktach, że zwycięzcami wielu ostatnich wyborów samorządowych były obywatelskie ruchy miejskie a nie partie. Ten właśnie fakt jest optymistyczną jaskółką powolnego - ale jednak - odradzania się oddolnych obywatelskich inicjatyw samorządowych z pobudek dbałości o własne środowiska życia i zamieszkiwania z pogardą dla partyjniackich, politycznych wygibasów pchających się do każdej władzy jako naczelnego interesu partii.
A jak bardzo daleko jest partiom politycznym do problemów mieszkańców miast i gmin niech świadczy głos pani Tisy Nawrockiej-Kwiatkowskiej założycielki hospicjum dla dzieci w Łodzi, gdzie z wymowną obojętnością lokalnych władz sama musiała sobie radzić w jego (hospicjum) tworzeniu. Tak podsumowuje p. Tisa te obojętność (WO z 20 grudnia 2014 r.):
Pytanie: Żadnego wsparcia? Dla fundacji, która zajmuje się umierającymi dziećmi?
Odpowiedź: Nic. Urzędnicy nawet przestali odbierać telefony ode mnie. Brakuje wszelkich miejsc, które oferują długoterminową opiekę dla dzieci ciężko chorych. A hospicjum jest dużo tańsze od szpitala, pobyt u nas kosztuje nawet siedem razy mniej, więc wsparcie powinno leżeć w interesie wszystkich - miasta, państwa. Zostałyśmy same.
Niech ta wypowiedź p. Nawrockiej-Kwiatkowskiej będzie pointą dla wrzaskliwego, politykierskiego partyjnictwa, napuszonego retoryką pustych słów o „dobru wspólnym” w zetknięciu z prawdziwie obywatelskim angażowaniem się wielu osób w rozwiązywaniu trudnych i istotnych ludzkich problemów, które politycy - poza frazesami piarowskich obiecanek - nie potrafią rozwiązać.
Wniosek na nowy rok i następne: Przepędzić na cztery wiatry partie polityczne z samorządów terytorialnych.