Katastrofa Smoleńska obciążyła mnie pewną specyficzną traumą. Otóż ja tę kwietniową sobotę pamiętam do dzisiaj tak dobrze, że mógłbym nawet dziś zdać precyzyjną, minuta po minucie, relację z tego co czułem w każdej konkretnej minucie tamtego dnia. Nie sposób wyrzucić z głowy tego pierwszego szoku, kiedy dowiadujemy się czegoś tak strasznego, czegoś czego nie jest w stanie podsunąć nam nasza wyobraźnia jeszcze ledwie chwilę wcześniej. W związku z tym, do dzisiaj, kiedy odpalam internet chcąc sprawdzić co tam się na świecie wydarzyło, przez moją świadomość przemyka dyskretna obawa, że znów coś może ściąć mnie z nóg.
Kiedy dowiedziałem się o tym jak to te nasze wybory samorządowe A.D. 2014 się prezentują, to pierwsze co mi przyszło do głowy to: „o mamo, znów to się stało”. Myśląc „znów to się stało” mam na myśli pewną diaboliczną powtarzalność, zgodnie z którą, co jakiś czas, ta nasza polska biedna ziemia drży nam pod podeszwami. To co mogłoby stanowić kanwę dla jakiegoś filmu klasy Z, u nas spokojnie stać się może rzeczywistością. Wiadomo, Smoleńsk był jak dotąd najgorszy (jeśli chodzi o czas III Rp), ale przecież tąpnięć mniejszego kalibru nie brakowało i nie brakuje. A to spada śmigłowiec z Millerem, a to spada CASA, a to powódź zalewa pół kraju, a to coś tam jeszcze. To co w całym cywilizowanym świecie się nie zdarza, u nas jak najbardziej jest możliwe.
Od długiego czasu obserwuję reakcje otoczenia bliższego i dalszego na różne „sfjatowe” wydarzenia. Moje otoczenie bliższe i dalsze to w 30% zadeklarowane lemmingi (w większości poczciwi i sympatyczni), pozostałe 70% osób znajduje się w typowo polskiej średniej kondycji, chodzi mi o miks bezradności i zobojętnienia na wszystko co nie dotyczy życia codziennego, konsumpcji i własnego podwórka. No i to moje otoczenie zareagowało na wyborczy collapse zgodnie, jak by się umówiło, a ową reakcję nazwałbym roboczo wyparciem przez zaśmianie. Ta reakcja to nic nowego, wielu Polaków tylko dzięki temu właśnie mechanizmowi psychologicznemu poradziło sobie choćby z przywoływanym już tu Smoleńskiem. Oczywiście mamy tu do czynienia z podobnym poczuciem ozdrowienia jaki musi z pewnością odczuwać piłkarz, któremu zaraz po brutalnym faulu medyk opsiukuje nogę tym takim magicznym lodowatym szprajem. Można nawet długi czas biegać, ale w końcu kończyna puchnie i staje się bezużyteczna. Jest to po prostu śmiech przez łzy, bo nawet znane mi fanki seriali czują ósmym zmysłem, że to co tu się wyrabia jest bardzo nieciekawe i zwiastować musi jeszcze coś gorszego.
Mignęły mi też reakcje inne. Otóż przeczytałem tekst Łukasza Warzechy, który komentując sprawę Grzegorza Brauna i Ewy Stankiewicz zaprezentował się nam jako stuprocentowy realista. Redaktor Warzecha uznał, że tego typu akcje jak ta z siedziby PKW, to wystarczający powód, by stwierdzić że pan Braun i pani Stankiewicz nie umieją się bawić w grę jaką 25 lat temu zaproponowali nam panowie Michnik, Geremek, Jaruzelski, Kiszczak i Kwaśniewski jako dobosz. Ja ze swej strony muszę z tego miejsca panu panie redaktorze podziękować, bo dzięki pana tekstowi w końcu w pełni zrozumiałem na czym polega ten osławiony od niedawna realizm. Naprawdę dziękuję.
Posłanka Krystyna Pawłowicz zadała bardzo przytomne pytanie, mianowicie spytała, czy już mamy do czynienia z wojną hybrydową na ziemi polskiej. Nie wiem czy tak rzeczywiście jest, ale myślę, że każdy z nas powinien już się nauczyć, że kiedy wydaje nam się, iż już wszystko najgorsze jest za nami, to spokojnie trzeba gotować się na jeszcze gorsze. I nie pomoże tu magicznie taniejąca benzyna, na ekrany wchodzi nowy „Hobbit”, fantasy znów w modzie, ale bez przesady.
Pisałem już, że jedną z typowych reakcji Polaków na wydarzenia nie z tej ziemi jest histeryczny śmiech i żart. Ja nie jestem wyjątkiem, więc pozwólcie: zaznaczę tylko, że niebawem będzie ciekawie. Na tory wyjedzie wkrótce nowe metro, i całkowicie nowe Pendolino – osobiście sądzę, że dalej będzie bardzo wesoło i znów będziemy mieli szansę przeżyć coś wyjątkowego. Jeśli miałbym jakoś tak jednym przymiotnikiem określić jak to jest w tej naszej III Rp, to, nie wiem dlaczego, jakoś tak mi się wydaje, że najlepsze będzie znane młodzieżowe słowo: zajefajnie. Myślę też, że będzie jeszcze zajefajniej.
Komentarze