Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa
919
BLOG

LEKCJA WYCISZENIA

Grzegorz Gozdawa Grzegorz Gozdawa Polityka Obserwuj notkę 44

        Nikt nie jest doskonały, zatem i prezes PiS z założenia być nie może. Tak, tak, wiem – obrońcy Jarosława, ci ideowi i nie tylko - już wyciagnęli ze szlufek pasy i zaczepiając sprzączki na klamkach czy co tam im wystaje - raczej w mieszkaniu niż w ogóle,  miarowymi ruchami zaczęli ostrzyć brzytwy. W tych okolicznościach zmuszony jestem przyspieszyć wstęp zanim wataha plączących się we własnych spodniach gołodupców rzuci się na mnie, podrzynając mi gardło.

         A zatem, choć prezes doskonały nie jest, to bilansując wypełniającą go doskonałość na przemian z niedoskonałością, w której to ostatniej zawarta jest również przeciętność, Kaczyński budzi zaufanie i sympatię myślących i życzących dobrze Polsce. To znaczy, gdyby był bardziej doskonały niż jest, budziłby jeszcze więcej, jednak wtedy, rozniecając wśród wrogów niekontrolowaną tym razem złość wraz ze stanem obsesyjnego zagrożenia, mógłby źle skończyć, choć zło i tak nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, objawiając się po raz pierwszy ponad trzy lata temu w Łodzi.

         W każdym razie jest prezes jedyną osobą w Polsce tak skrupulatnie czytaną, odsłuchiwaną i oglądaną jak żadna inna – zarówno przez wrogów, jak i przez sympatyków. Dlatego aby zmienić ów stan rzeczy, ci pierwsi zastosowali skuteczny sposób wyciszania lidera PiS. Otóż za każdym razem, gdy Kaczyński częściej pojawia publicznie, albo gdy on i jego ludzie wspominają o Smoleńsku, usłużne sondażownie donoszą dyspozycyjnym wobec rządu mediom, a te z kolei społeczeństwu, że jak to mówią – PiSowi spada. Poparcie, rzecz jasna, co dodaję, by zachować przejrzystość narracji naruszonej myślowym skrótem chamskiej, skrótowej nowomowy.

         W każdym razie nie jest to przypadek. Dużo Kaczyńskiego – spadek poparcia, Smoleńsk – spadek poparcia. I na dodatek ta zasmucona mina redaktora-propagatora Morozowskiego, podkreślana usteczkami złożonymi na smutno - w połówkę niedożartego bajgla,  który po prostu – Morozowski nie bajgiel - zamartwia się głupotą pisowców strzelających sobie w stopę lansowaniem prezesa i zamachowym nudziartstwem. Bo zamiast jak Bóg przykazał prześcigać się z innymi w rozciąganiu wyborczej kiełbasy i wypychaniu na pierwszy plan osób łatwiejszych do odstrzału niż Kaczyński,  PiS najzwyczajniej w świecie dąży do samounicestwienia. I dlatego właśnie Morozowski z Knapikiem zamartwiają się, choć przecież nie na śmierć.

         Pytanie, dla kogo jest ten przekaz? A nie darmowy przecież, bo w fazie rozpoczęcia akcji propagandowej kosztujący opłacenie nie zwykłgo, ale oczekiwanego wyniku sondażu. Otóż nie jest on wstępnie obliczony na wycofanie prezesa sprzed mikrofonów i kamer ani nagłe wyciszenie tematu kastastrofy smoleńskiej. Nie, to należy do fazy drugiej. W tej pierwszej chodzi o przyzwyczajenie albo inaczej – o oswojenie społeczeństwa z relacją pomiedzy ilością Kaczyńskiego i tematu katastrofy w mediach, a spadkiem notowań PiS.

         Najpierw więc motłoch jest cokolwiek zdziwiony i zagubiony: – Dlaczego? – zachodzą w głowę, a w zasadzie w to coś, co kolebie im się pomiedzy ramionami, szczelnie wypełnione wszelkim śmieciem. - Przecież nas interesuje i to, co mówi Kaczyński, i podejrzenia dokonania zamachu. Ale za drugim, trzecim razem motłoch postrzegany indywidualnie, a więc ten w liczbie jeden, bombardowany stale tą samą informacją o rzekomych reakcjach stadnych, przejawianych w odpowiedzi na prezesa i Smoleńsk, zaczyna - co normalne w grupach - przyjmować tę samą postawę, postawę większości. Zwłaszcza kiedy na okrągło dochodzą go z mediów opinie, że zaufanie pokładane w Kaczyńskim kompromituje, podobnie jak wiara w zamach, cechująca bogoojczyźnianych katoli z głębokiej prowincji, a więc ludzi z intelektualnego zadupia. No a czy nasz motłoch w liczbie jeden chciałby być uznany przez kwiat otaczających go ludzi światłych, a ,,myślących” inaczej niż on, o czym przekonują go sondaże, za reprezentanta intelektualnego zadupia?  A w życiu, nigdy! Wolałby nie dojeść, nie dopić i nie doseksić, ale nie to, na Boga. No ku…a, co za wstyd!

         W ten oto prosty sposób nasz wytresowany medialnie jednoossobowy motłoch zaczyna reagować według przekazanych mu wskazówek, to znaczy odwracać się od PiS wtedy, gdy za dużo prezesa i Smoleńska w mediach. Ale co ciekawe, nie jest to świadoma, przemyślana postawa, bo motłoch nie dorósł do przemysleń, tylko do akceptacji podpowiadanej mu oceny wydarzeń. Nie, jest to wyłącznie poza przyjęta w myśl medialnie narzuconych wzorców. I gdy cały ten socjotechnicznie stworzony system bodźców i reakcji zaczyna działać, wtedy sondaże nie muszą już kłamać – społeczny mechanizm odpalił, zaskoczył i toczy się ku kolejnym wyborom.

         Ale nie jest to jedyny sukces propagandzistów. Bo tak naprawdę reakcje społeczne, bez względu na fakt jak sprowokowane, rzeczywiście zmuszają PiS do wycofania prezesa sprzed kamer i wyciszenia tematu katastrofy, by dalej nie tracić poparcia. Oznacza to, że rzadzące elity stale mają inicjatywę, zmuszając opozycje do obrony pomniejszjącego się stanu posiadania swojego elektoratu. I teraz, gdy dochodzi do sytuacji, w której wyciszony PiS ponownie zdobywa poparcie, co robi w takiej sytuacji rząd? Otóż zmusza Kaczyńskiego i jego ludzi odpowiedzialnych za kontakt z mediami do ponownego wejścia w odbierający im sondażowe punkty temat. Jak? Proste, inicjując dyskusję – na przykład przez opublikowanie badań próbek wraku na zwołanej konferencji porokuratury. A wtedy PiS, by nie przegrać więcej na przemilczeniu, wchodzi w zwarcie, tracąc mniej, ale jednak tracąc.

         Okazuje się więc, że nie ma łatwiejszej metody odbierania politycznego poparcia, niż przekonanie społeczeństwa, a w rezultacie i opozycji, o czym i ustami kogo ta ostatnia ma przemawiać. Czyli dać przeciwnikowi lekcję narzuconego mu wyciszenia się - najlepiej wiadrem, w myśl zasady ,,Morda w kubeł!". Ale żeby to zadziałało, najpierw trzeba zbadać jaka jest relacja pomiędzy motłochem i niemotłochem, to znaczy określić zawartość obu komponentów w obywatelskiej masie. I gdy jest odpowiednia, to znaczy rachunek wskaże na przewagę motłochu, już tylko upływ czasu dzieli od sukcesu tę stronę, która odwoła się do jego duchowej prostoty. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka