Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska
2709
BLOG

Rzeczpospolita to nie gabinet ginekologiczny

Leonarda Bukowska Leonarda Bukowska Polityka Obserwuj notkę 36

       To już, niestety, żelazna reguła. Im bliżej wyborów - czy to prezydenckich czy parlamentarnych - tym bardziej Rzeczpospolita zamienia się w gabinet ginekologiczny. Jedynie wybory komunalne są z tego procederu jako tako wyłączone, chociaż w pewnym czcigodnym i nabożnym mieście działał swego czasu burmistrz, który zamiast zająć się stanem dróg i oznakowań w gminie (a jest on tam fatalny - na prostej trasie można nawet zabłądzić a i koło stracić też) - zapragnął się zająć zapładnianiem. Jednak żarty na stronę.

       Trzeba stwierdzić jasno: To nie żaden PiS a władza i usłużne media próbują zamienić Polskę w jakąś gigantyczną i oszalałą klinikę ginekologiczną. Od kilku tygodni znów trwa operacja "zarodki". Nie ma dnia, w którym nie padałoby gdzieś stosowne pytanie do sztabu Andrzeja Dudy - jak nie z in vitro to z aborcją. Chyba nie ma też dnia, w którym telewizje nie wywoływałyby tematu i nie emitowałyby gorących dyskusji ginekologicznych. Cel jest jasny - zająć Polaków sprawą, która dla większości nie odgrywa większej roli, odciągnąć uwagę od spraw zasadniczych (stan gospodarki i finansów państwa, zagrożenia geopolityczne, przekręty i wiele innych podobnych) i zdominować przestrzeń publiczną rozmowami, które w cywilizowanym świecie odbywają się w klinikach i gabinetach lekarskich. Przede wszystkim jednak - i to jest cel nadrzędny tej operacji - chodzi o uwikłanie opozycji w kretyńskie dyskusje a następnie o wmawianie ludziom, jak to będzie strasznie, gdy PiS dojdzie do władzy. Bo przecież PiS nie chce szczęścia ludzi. Zresztą tak samo jak i Kościół. A przecież PiS to kościół - i tak w kółko.

       Z obejrzanych w ostatnich czasach programów szczególnie zapamiętałam dwa. Jeden odbywał się z udziałem... panny z in vitro (tak przynajmniej o sobie twierdziła więc przyjmijmy to za fakt) oraz młodego i niezbyt biegłego w medialnych utarczkach przedstawiciela mediów katolickich. Panna z in vitro opowiedziała szczegółowo o swoich problemach osobistych - rodzina katolicka ale ją poczęto właśnie w ten sposób. W końcu wyjawiono jej tę prawdę a ona wtedy - trach! - i zerwała z tym okropnym kościołem. No bo podważa jej prawo do życia i twierdzi, że jest niepełnosprawna i ma jakąś bruzdę. Przedstawiciel prasy katolickiej coś próbował niewyraźnie na to mamrotać ale że nie miał odpowiedniego przygotowania z zakresu genetyki i biologii (z zakresu teologii nie wiem) pomamrotał tylko a pyskata panna go rozjeżdżała. To już był nie tylko gabinet ginekologiczno-prokreacyjny ale na dodatek i psychiatryczny. Przy całym zrozumieniu trudnej sytuacji kogoś, kto dowiaduje się, że został poczęty w drodze in vitro (podobnie zresztą jak dzieci, które dowiadują się, że pochodzą z adopcji) jest to problem tylko i wyłącznie tej osoby (ew. jej prowadzącego lekarza). Nie jest to problem ani dla władz, ani dla ogółu społeczeństwa, ani dla kościoła. Oczywiście w związku z wyborami te wszystkie panny, panienki i panie mają się jednak stać problemem dla znienawidzonej przez władze opozycji.

       Druga z rozmów robiących wyjątkowe wrażenie na postronnym widzu, który ani akurat nie zapładnia ani nie zamierza być zapładnianym, odbyła się z udziałem Kai Godek, jakiegoś nieco niechlujnego i zacietrzewionego profesora, nie bardzo jasne od czego, napadającego bez przerwy na panią Kaję (z wzajemnością zresztą), znanego konserwatywnego dziennikarza i niewiasty, która dla odmiany nie została zrodzona z in vitro ale sama przez in vitro rodziła i obnosiła się z tym faktem równie pysznie jak pyskata panna z poprzedniej dyskusji. I jeszcze red.Wielowieyska. Aby zobrazować temperaturę sporu należy w zgodzie z faktami stwierdzić, że red. Wielowieyska sprawiała pośród tego - już nie jazgotu ale dosłownie wrzasku -wrażenie nobliwej i stonowanej damy (no i proszę - do czego to już doszło ale w rzeczy samej inni wyzywali się wzajemnie bez przerwy od morderców, ciemnoty, chamstwa, itp.). Najciekawsze było jeszcze to, że po pyskówkach panią Godek wyzywano od PiSu i Kaczyńskiego, aż kobieta musiała się zarzekać, że ani z PiSem ani z jego Prezesem nie ma nic wspólnego (w ogóle z PiSu nikogo tam nie było - i dobrze). Ci których ominęła przyjemność oglądania tego psychiatryka mogą więc sobie mniej więcej wyobrazić, jak to wyglądało.

       Przypomina to wszystko naprawdę jakiś zapuszczony i niewydolny szpital prosto spod administracji Arłukowicza, w którym na jednym końcu długiego i ponurego korytarza znajduje się oddział ginekologiczny a na drugim psychiatryczny. Zastanawia tylko jeszcze jedno. Czy w IIIRP pod rządami miłościwie panujących i pod dyktaturą rozgrzanych mediów istnieją w ogóle jeszcze normalni obywatele, którzy nie mają ochoty na roztrząsanie swoich spraw ginekologicznych czy urologicznych na forum publicznym a co najwyżej w gabinecie u specjalisty? I tacy, którzy znajdują się gdzieś pomiędzy genetycznymi eksperymentami, obyczajowym rozpasaniem i fanatyzmem moralnym i po prostu chcą rozumnych regulacji prawnych tych spraw a przede wszystkim tego, żeby władza i media wreszcie zajęły się sprawami ważnymi dla wszystkich i ważnymi dla ogółu? Niestety, obserwując te regularnie nawracające zadymy i naparzanki wywoływane przez usłużne media oraz pożytecznych idiotów można dojść do wniosku, że ci normalni są w mniejszości. Tym głośniej powinniśmy krzyczeć, żeby wreszcie przestano nam zamieniać państwo w klinikę ginekologiczną (bo w psychiatryczną to już częściowo zamieniono). Awanturników wywołujących podobne zadymy należy unikać i nie pokazywać się razem z nimi. Jeżeli już natomiast dojdzie do trefnego kontaktu, to trzeba ich natychmiast przywracać do pionu i domagać się, aby zajmowali się tematami ważnymi i poważnymi - nawet gdy są nieprzyjemne i wstydliwe dla władzy i manipulatorów. Im lepiej się to uda, tym lepsze rokowania na kolejne wybory. 

Obserwuję z dużym niepokojem i opisuję Polskę posmoleńską. Poza tym zdarza mi się czasami opisywać inne sprawy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka