Gargangruel Gargangruel
11748
BLOG

Szklany sufit nad Polską

Gargangruel Gargangruel Polityka Obserwuj notkę 126

Każdy pewnie słyszał po wielokroć, że nad PiS jest szklany sufit na poziomie około 30%. Miałoby to oznaczać, że PiS nie jest w stanie dostać więcej niż 30% głosów w dowolnych wyborach. Czyli wyżej d… nie podskoczy.

Innymi słowy, PiS ma mieć ograniczony ilościowo elektorat i musi poszukać sobie wsparcia u innych wyborców, o ile – oczywiście – chce wygrać wybory. Często jako źródło takich dodatkowych wyborców wskazywane jest „centrum”, cokolwiek by to centrum nie miało znaczyć. Przez wielu zwane jest „mitycznym” centrum, a i ja do niedawna tak pisałem.

Prawda jest taka, że – rzeczywiście – istnieje szklany sufit, ale nie tylko nad PiS, ale nad całą wolną i demokratyczną Polską. Aby to wyjaśnić trzeba obalić dwa - bardzo szkodliwe - mity, funkcjonujące w zbiorowej świadomości Polaków.

Mit pierwszy, to mit WYGRANYCH przez „Solidarność” wyborów w czerwcu 1989 roku, a mit drugi, groźniejszy, to poczucie, że „Solidarność” była popierana przez WIĘKSZOŚĆ narodu.

Powszechnie przytacza się liczbę 10 milionów członków „Solidarności” w szczytowym okresie działalności związku. W 1980 roku było w Polsce 25,1 miliona obywateli powyżej 18 lat. Znaczy to, że 60% Polaków NIE NALEŻAŁO do związku, a z tych którzy należeli, co najmniej połowa była tam przypadkowo. Wiem, co mówię, bo działałem wtedy w dużej, liczącej ponad tysiąc członków organizacji zakładowej.

Potem nastąpił stan wojenny i okres smuty, a potem były wybory w 1989 roku, które stanowiły początek „nowego”, które szło. Wynik tych wyborów stanowił rzeczywistą weryfikację poparcia dla „Solidarności”, z jednej strony, a dla SYSTEMU z drugiej.

Czy nigdy nie zastanawialiście się, dlaczego wyniki wyborów czerwcowych podawane są tak enigmatycznie? Na przykład w Wikipedii, w wielkim objętościowo artykule o wyborach 89 roku JEDYNĄ KONKRETNĄ liczbą, jaka tam się znajduje, jest ilość głosujących, która wyniosła „około 17 milionów”. Wszystkie inne dane podawane są procentowo, a to – jak wiemy – może oznaczać wszystko albo nic.

Spróbujmy trochę unieść kurtynę.

Na początek przypomnę tym, którzy wiedzieli, a tym, którzy nie wiedzieli, wyjaśnię, że wybory w 1989 roku były BARDZO specyficzne.

Ustalanie liczby mandatów odbywało się zakulisowo i nie miało z demokracją nic wspólnego, ale sama ordynacja wyborcza była bezwzględnie demokratyczna. Wyborca musiał CZYNNIE uczestniczyć w akcie wyborczym poprzez SKREŚLANIE osób, których NIE CHCIAŁ. Wrzucenie „pustej” karty powodowało nieważność głosu, podobnie jak pozostawienie więcej niż jednej osoby na mandat.

Co BARDZO WAŻNE, skreślenie WSZYSTKICH kandydatów dawało głos ważny. Ponieważ głosowano na wiele mandatów, w zależności od okręgu od 2 do 5, można było zatem głosować ZA czymś, ale także głosować PRZECIW czemuś.

Rządzący bardzo szybko naprawili potem ten błąd ZBYT demokratycznej ordynacji, ale w wyborach czerwcowych ona obowiązywała.

Natomiast w głosowaniu na listę krajową, bo i taka była, NIE BYŁO głosów nieważnych. KAŻDY głos był ważny, czy to kartka „bez skreśleń”, czy to wszystko skreślone i wszelkie stany pośrednie między nimi.

Na listę krajową oddano 17 053 171 głosów i tę liczbę można przyjąć bez obawy za frekwencję w wyborach. (Wszystkie następne wyniki będę zaokrąglał do 100 tysięcy, aby było przejrzyściej.)

Natomiast uprawnionych do głosowania było w Polsce 27,4 miliona obywateli. Wtedy, po raz pierwszy, ujawniła się najpotężniejsza w obecnej Polsce siła polityczna, a mianowicie partia WDM. Skrót ten oznacza „w dupie mający” i to najlepiej charakteryzuje tę grupę obywateli.

Są wśród nich ludzie wszelkich poglądów, wszelkich zapatrywań, religii, reprezentujący każde wykształcenie, każdy zawód, ze wsi, miasteczek i miast. Wszystko inne ich dzieli, ale to jedno łączy. Są WDM.

W najważniejszych od prawie pół wieku wyborach, mając możliwość dania wyrazu swojej sympatii czy antypatii do zbrodniczego, totalitarnego systemu, oni nie poszli.

I było ich 10,4 miliona. Więcej niż członków „Solidarności” kiedykolwiek.

To była pierwsza niespodzianka w tych wyborach, a było ich znacznie więcej, jak się okaże.

Drugą niespodzianką był fakt, że na wszystkie mandaty, we wszystkich okręgach, oddano 15,4 miliona WAŻNYCH głosów. Oznacza to, że 1,6 miliona osób oddało głosy nieważne. Dla lubiących procenty, było to 9,4% uczestników wyborów, którzy poszli i zagłosowali „jak zawsze” czyli BEZ SKREŚLEŃ. Przy akcji agitacyjnej prowadzonej przez „Solidarność” przed wyborami, ta liczba 1,6 miliona „niekumatych” robi wrażenie.

Od razu uprzedzam argument, że to był protest przeciw czemuś. W tamtych wyborach można było zaprotestować przeciw WSZYSTKIEMU, co się chciało.

GŁOSUJĄC.

I tak też postąpili WOLNI Polacy, którzy tęsknili do wolności i demokracji. Poszli i zagłosowali PRZECIW Systemowi. Oni głosowali przeciw Komunie, ale nie będę dalej używał tego terminu. System jest – jak sądzę – określeniem lepszym, bo szerszym.

I tych wolnych Polaków było - proszę Państwa - 6,7 miliona. Tylu wyborców oddało ważne głosy na mandaty Systemu, skreślając WSZYSTKICH tego Systemu kandydatów.

Natomiast na listy Systemu oddało swoje głosy 7,8 miliona Polaków. Niewiele mniej (7,7 mln) pozostawiło na liście krajowej gen. Kiszczaka.

Skoro WIĘCEJ osób głosowało za Systemem, niż przeciw niemu, to skąd wzięło się zwycięstwo „Solidarności”?

Otóż, kiedy od frekwencji odejmie się ilość głosujących ZA Systemem, to okaże się, że NIE WYSTACZY głosów na wynik wyborczy „Solidarności”, który wyniósł niecałe 11 milionów.

Tu właśnie objawiło się owo Centrum. To byli ci, którzy oddali swe głosy i na PZPR i na „Solidarność”. I było ich około 3,2 miliona. Być może byli to – i są – zwolennicy „kochajmy się” albo „byle polska wieś spokojna”, albo jakiejś innej opcji. Faktem jest, że „Solidarność” poparli, a i System też poparli. Takie "pozytywne myślenie".

Z ciekawostek z owych wyborów można jeszcze wspomnieć o prawie milionie Polaków, którzy wypowiedzieli się czynnie PRZECIW idei bezpartyjnych kandydatów, wszystkich ich skreślając.

Co z tych wszystkich danych wynika?

Wygrana „Solidarności” głosami zwolenników Systemu chyba już mniej cieszy, zwłaszcza, że wolni Polacy te wybory przegrali. Poparło ich tylko 24,5% Polaków.

I to jest właśnie ten szklany sufit nad naszą wolnością i demokracją.

Teraz zamieszczę mapę, obrazującą wyniki wyborów w 1989 roku.

Kolory na mapie obrazują ilość osób głosujących za i przeciw Systemowi. Kolor żółty oznacza okręgi, w których ich ilośc była mniej więcej równa. Kolor różowy i fioletowy oznacza przewagę głosujących ZA. Różowy mniejszą, a fioletowy większą. Kolor czerwony oznacza okręgi, w których kandydat Solidarności otrzymał MNIEJ głosów, niż lista Systemu. Analogicznie kolor jasnozielony i zielony obrazuje okręgi, w których wolnych Polaków było więcej. Zielony oznacza znacznie więcej.

Bilans otwarcia

Nazwałem tę mapę "Bilans otwarcia". To obraz Polski z roku 1989, jeszcze z czasu PRZED tym, zanim wraży Kaczor swym językiem nienawiści zaczał dzielić Polaków.

Widać na mapie, jak Polacy są niepodzieleni, prawda?

A czy ta mapa czegoś Państwu nie przypomina?

Coś przypomina?

Zastanawiałem się, jak nazwać Polaków mieszkających na tych zielonych obszarach. Aż się prosiło, aby napisać: Prawdziwi Polacy. Pomyślałem sobie jednak, że zostanę oskarżony o faszyzm, rasizm, bolszewizm i brzydki zapach z ust.

Nazwałem ich zatem Polakami Beta. Dlaczego Beta? Bo są mniej zdolni.

Mniej zdolni do fałszu, cynizmu, obłudy,złodziejstwa, zaprzaństwa i innych, powszechnie panujących, symptomów nowoczesności.

PS. Wszystkie dane pochodzą z obwieszczenia PKW oraz uchwały Rady Państwa o okręgach wyborczych. I taka jest dokładnośc mapy, do granic okręgu wyborczego.

PS2. Dołączam jeszcze mapę obrazującą wyniki pierwszej tury wyborów prezydenckich w 1990 roku. Kolorem czerwonym oznaczone są województwa, w których Tymiński i Cimoszewicz otrzymali łacznie więcej głosów niż Wałęsa. We wszystkich pozostałych województwach Wałęsa zdobył więcej głosów. Kolor złoty oznacza te województwa, gdzie ilość zwolenników Cimoszewicza i Tymińskiego była równa średniej dla kraju. Kolor różowy to rejony, gdzie ta ilość była większa niż średnia. Kolory zielone odpowiednio oznaczają województwa, gdzie ilość zwolenników Tymińskiego i Cimoszewicza była mniejsza niż średnia. Kolor ciemnozielony oznacza, że była znacznie mniejsza.

Wybory prezydenckie 1990

Gargangruel
O mnie Gargangruel

Jestem z Pragi. To widać, słychać i czuć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka