Tytuł tej notki brzmi jak hasło wyborcze PiS, ale nie wymyślił go sztab tej partii, lecz polityk Platformy Obywatelskiej. I to nie byle jaki, ale sam jej lider Donald Tusk. Wypowiedział te słowa w 2005 r. Jak prawie zawsze przy wygłaszaniu prognoz i planów ekonomicznych, Tusk bardzo mocno się pomylił, bo w okresie rządów PiS cena benzyny utrzymywała się między 3,5 a 4,5 zł za litr.
Przypomniałem sobie te słowa dzisiaj, gdy Tusk tłumaczył się na konferencji prasowej z tego, że cena benzyny w Polsce zmierza do 6 zł za litr. "Codziennie analizuję z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i z szefami firm paliwowych możliwość działania także na akcyzie" - powiedział premier. Decyzję o obniżce kwoty tego podatku uzależnił od stanu realizacji budżetu państwa. Wyraził wątpliwość, czy zmniejszenie akcyzy doprowadzi do spadku ceny benzyny na stacjach benzynowych: "Parę razy państwo polskie przeżywało taką sytuację, że obniżało akcyzę, wpływy do budżetu malały, natomiast ceny pozostawały bez zmian".
Tuskowi zajęło 6 lat, żeby zrozumieć, że rząd ma bardzo ograniczone możliwości wpływania na ceny paliw. W kwestiach ekonomicznych jest on kompletnym laikiem. Porusza się w tej sferze jak dziecko we mgle. Dziękować trzeba Opatrzności, że z powodu wrodzonego lenistwa i sprzeciwu prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie zdołał zrealizować niektórych swoich pomysłów ekonomicznych, a przede wszystkim planu wprowadzenia euro w Polsce. Premier uważał, że przyjęcie tej waluty zagwarantuje naszemu krajowi, iż omijać go będą kryzysy gospodarcze. Tymczasem okazało się, że jest zupełnie na odwrót. To głównie dzięki zachowaniu własnej waluty Polska w miarę dobrze radzi sobie ze światową recesją. Złotówka się zdewaluowała, dzięki czemu wzrosła opłacalność eksportu. Był to jeden z głównych motorów napędowych polskiej gospodarki w ostatnich latach. Gdyby w Polsce obowiązywało euro, to prawdopodobnie bylibyśmy w takiej samej sytuacji jak Irlandia czy Grecja.
Zatem to PiS-owi, który w okresie swych rządów zawiesił wszelkie działania w zakresie wprowadzenia euro w Polsce, zawdzięczamy, że nasz kraj w miarę dobrze przechodzi ostatni okres perturbacji gospodarczych na świecie. Oprócz eksportu, który utrzymał się na wysokim poziomie dzięki dewaluacji złotówki, drugim motorem napędzającym polską gospodarkę była obniżka podatków dokonana przez rząd PiS. Wzrost dochodów przedsiębiorców i pracowników pobudził bowiem popyt wewnętrzny. Tak więc obecny niezły stan naszej gospodarki, to odłożony w czasie skutek polityki gospodarczej rządu Jarosława Kaczyńskiego.
Nieszczęśliwa wypowiedź Tuska na temat ceny benzyny podczas rządów PiS-u nie była jedyną przestrogą gospodarczą daną przez niego Polakom w 2005 r. Drugie jego "słynne" ostrzeżenie brzmiało: "Groźna ekipa dobiera się do waszych portfeli". Brzmi ono bardzo śmieszne w kontekście tego, że PiS obniżył podatki. Tę wypowiedź przypomniałem sobie po przeczytaniu wpisu posła Jana Filipa Libickiego na jego blogu w Salonie24, w którym zachwalał obietnicę ministra Rostowskiego, że naprawi stan finansów państwa w ciągu najbliższych dwóch lat. Według nowego platformerskiego propagandysty jest to wspaniały plan, polegający na zaoszczędzeniu 80 mld zł. Szkopuł w tym, że nikt nie zna jego szczegółów. Zdaniem Libickiego, który robi wszystko, żeby odwdzięczyć się swej nowej partii za przygarnięcie pod jej skrzydła, krytyka tego "cudownego" planu świadczy o braku logiki i zdrowego rozsądku krytykujących. Mówiąc językiem pana Wołodyjowskiego, to trzeba być przez rozum ciętym i na umyśle szwankować, żeby takie brednie pisać. Szkopuł bowiem w tym, że nikt szczegółów tego rzekomego planu nie zna. Prawdopodobnie go w ogóle nie ma. Jest to kolejna sztuczka propagandowa PO.
A jeśli taki plan jest, to przestrzegam przed jego konsekwencjami. Polacy, groźna ekipa dobiera się do waszych portfeli! Jeśli jej na to pozwolicie, to Polska stanie się Drugą Irlandią! Wiecie już na kogo głosować, jeśli chcecie, żeby benzyna była po 5 zł!
